Czułem jedynie złość. Złość do Megatrona za to, co mi zrobił.
Zniszczył Cybertron, zgasił tak wielu przyjaciół, ale co najgorsze…zabił moją
ukochaną Elitę… Widząc ją, martwą, myślałem tylko o zemście. Każdy cios
zadawany Megatronowi zdawał się być ukojeniem. Dlatego zadawałem coraz to
silniejsze, kolejne ciosy. Zdawać się mogło, że razem z Rodimusem mamy większe
szanse na pokonanie Lorda Decepticonów. Ale byliśmy wściekli. A nasza
wściekłość prowadziła do nieuwagi. Megatron był natomiast skupiony i
zdeterminowany, jak nigdy dotąd. Wyglądał tak, jakby właśnie walczył na Arenie
Kaonu z największym i najgroźniejszym ze wszystkich gladiatorów. W jego
optykach widziałem pragnienie naszej zguby, silniejsze niż kiedykolwiek
wcześniej.
Rodimus chciał kopnąć Megatrona w brzuch, lecz ten zręcznie
chwycił jego nogę i wykręcił. Mech zawył z bólu, więc szybko zareagowałem.
Uruchomiłem ostrze i zamachnąłem się na Decepticona, więc ten, by zablokować
cios, wypuścił nogę Prime’a i uruchomił miecz, w ostatniej chwili zatrzymując
mój cios. Jednak nim spostrzegłem, swoją drugą ręką zadał mi cios w brzuch,
przez co aż skuliłem się z bólu. Kątem optyki widziałem, jak mimo wykręconej
nogi Rodimus podnosi się u rusza do ataku. Był już jednak słaby, a jego złość
sprawiła, że ruchy mecha stały się przewidywalne. Spróbował uderzyć Megatrona w
twarz, lecz ten robił szybkie uniki. Później, to Lord Decepticonów zadał
Prime’owi cios prosto w twarz, a następnie kopnął go w brzuch tak mocno, że
odleciał na kilkanaście metrów dalej i stracił przytomność.
Przygotowałem się do ataku. Robiłem szybkie uniki przed
ciosami Megatrona i odwrotnie. Nasza walka przypominała tą, sprzed lat, kiedy
dopiero stałem się Primem. Byłem wtedy silniejszy, pełny energii, a to
Megatrona przepełniała złość. Role odwróciły się… Niespodziewanie poczułem, jak
Lord Decepticonów robi długą ranę ciętą w mojej nodze. Starałem się nie zwracać
uwagi na ból i walczyć dalej, ale szybko otrzymałem kolejną ranę, tym razem na
brzuchu. Nim zdążyłem się obronić, Megatron mnie podciął, a kiedy upadłem,
przycisnął mnie do ziemi i przystawił ostrze do gardła.
-Niegdyś byliśmy braćmi! – wypowiedział słowa, które i ja
niedawno sam mu powiedziałem, starając się nawrócić starego przyjaciela.
Tak. Byliśmy braćmi. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Ale
Megatron zboczył na złą drogę i nie wierzę, by kiedykolwiek zdołał z niej
powrócić. Być może dawniej, kiedy jeszcze miałem na to nadzieję, byłem głupi.
Ale teraz z tym koniec.
-Tak…Niegdyś.
Zebrałem w sobie wszystkie siły i nogami zepchnąłem z siebie
Megatrona, a następne, zanim zdążył się zorientować, uderzyłem go w podbródek
na tyle mocno, by go na chwilę otumanić. Zacząłem okładać go pięściami, nie
zwracając już uwagi na ból i cierpienie,
ani na leżącą obok martwą Elitę. Uspokoiłem się i walczyłem tak, jak robiłem to
zawsze – z rozwagą. Każdy cios musiał być precyzyjny, a każdy unik bezbłędny.
Kiedy Megatron stracił siły, cofnął się o kilka kroków i ukląkł na jedno
kolano.
-Po tylu eonach wojny wreszcie widzę prawdę w twoich słowach,
Megatronie – mech ostatkami sił podniósł się i wysunął swój miecz.
-I cóż to za prawda, Optimusie? – Lider Decepticonów chciał
zadać ostateczny cios, ale zręcznie zatrzymałem jego ostrze.
-Ten świat, nie ważne jak obszerny, nigdy nie będzie dość
duży dla nas dwóch, byśmy mogli koegzystować.
Zebrałem w sobie całą dostępną siłę i uderzyłem Megatrona
tak, że odleciał kilkanaście metrów dalej upadł na ziemię. I ja byłem już tak
zmęczony, że nie zdołałem utrzymać się na własnych nogach. Upadłem na kolana i
jedną ręką podtrzymywałem, by całkowicie się nie przewrócić. Ku mojemu
zdziwieniu, Megatron podniósł się. Jednak i on był tak zmęczony walką, że
chwiejnym krokiem zaczął się wycofywać. Zdołał jednak zrobić zaledwie kilka
kroków, bo drogę zagrodziła mu Infinity. Femme wycelowała blaster prosto w
iskrę ojca i ze łzami w optykach starała się wystrzelić pocisk. Ale nie mogła…
-No dalej – prowokował ją Lord Decepticonów –Zabij mnie!
Przecież na to zasługuję – fembotka nadal stała w bezruchu – No już! Zabij
mnie!
-Nie… Jeszcze przyjdzie na ciebie pora… - Megatron przyglądał
się z niedowierzaniem na córkę – Odwołaj wojska – rozkazała – No już! – mech
niepewnie włączył komunikator.
-Starscream… Każ się wszystkim wycofać. To rozkaz.
-Ależ…Panie! – słychać było głos Komandora Decpeticonów.
-Wykonać!
-Tak jest…
Megatron rozłączył się, a Infinity powoli opuściła broń. Mech
rzucił jej wrogie spojrzenie, po czym bez słowa transformował się i odleciał w
kierunku Nemezis. Infinity w tej samej chwili zalała się łzami i upadła na
kolana.
-Przepraszam… - mówiła przez płacz - Chciałam go zabić,
naprawdę chciałam, ale nie mogłam…
-Wiem… To nie twoja wina…
-Ale miałam szansę go zgasić… Powinnam z niej skorzystać…
-I ja miałem taką szansę, nie jeden raz. Być może powinienem
z niej skorzystać, ale tego nie zrobiłem. I szczerze mówiąc nie wiem, czy
kiedykolwiek zrobię. Ale to nie oznaka słabości, o nie… To jest właśnie oznaka
naszej siły. Bo mimo tego, co zrobił, nam nadal nie przestanie na nim zależeć…
Fembotka otarła łzy, po czym powoli wstała, a następne mogła
mi podnieść się z ziemi. Starając się nie patrzeć na martwe ciało Elity
podeszliśmy do Rodimusa i upewniliśmy się, że nic mu nie jest. Całe szczęście,
był jedynie nieprzytomny. Wezwaliśmy więc medyków i czekaliśmy, wymęczenie tak
fizycznie, jak i psychicznie.
Ta wojna odebrała nam wszystko… Naszą wolność, naszych
bliskich i nasz dom. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale jedno jest pewne.
Już zawsze będziemy razem. Będziemy się wspierać i pomagać sobie nawzajem. I
nigdy się nie poddamy.
Oczami Rodimusa
Choć od ataku na Iacon minęło już dziesięć megacykli, ja
nadal nie mogę dopuścić do siebie myśli, że straciłem matkę… Ona zawsze się o
mnie troszczyła, kochała całym sercem. A ja nie zdołałem jej uratować. Wszyscy
starają się mi wmówić, że to przecież nie moja wina, że nic nie mogłem zrobić.
A co, jeśli mogłem? Gdybym tylko dotarł do nich szybciej, albo gdybym wykończył
Megatrona, gdy tylko miałem na to okazję… Jedynym pocieszeniem, na jakie mogę sobie
teraz pozwolić było to, że mama zginęła tak, jak zawsze tego pragnęła – na polu
bitwy. Pamiętam, jak zawsze mi mówiła, że wolałaby zginąć w walce, niż rdzewieć
aż do chwili, gdy jej iskra zgaśnie. Nie podzielałem jej zdania, ale szanowałem
je.
Wojna była skończona. Niedługo po bitwie o Iacon statki
Decepticonów zaczęły opuszczać Cybertron. Megatron dał znak do odwrotu. Sam
jednak z pewnością zostanie na planecie i będzie walczył dalej, byleby tylko
zgasić tyle Autobotów, ile tylko się da. I ja, wraz z Optimusem oraz Infinity,
zostaniemy w domu aż nasza Arka nie zostanie ukończona. Większość walk o miasta
już ustała, więc więcej Autobotów przybędzie do Iacon, by pomóc w budowie.
Niestety nadal musimy spierać się z Decepticonami o zapasy energonu, jakie
pozostały na Cybertronie, a nie jest już ich zbyt wiele.
Z biegiem czasu Autobotów zostało tak mało, że zaczęliśmy
opuszczać te miasta, w których znajdowała się jedynie garstka mieszkańców. Tym
sposobem postanowiliśmy opuścić Pritohex i przenieść się do Iacon, do Optimusa
oraz Bumblebee. Wraz z ojcem podejmowaliśmy decyzję o kolejnych bitwach o
energon, wspieraliśmy wojsko, ale i spędzaliśmy wspólnie czas, najczęściej
rozmawiając. Nie robiliśmy tego w końcu przez dość długo. Teraz wreszcie się
pogodziliśmy i mogliśmy wszystko nadrobić.
Teraz staliśmy, przyglądając się ogromnemu, pomalowanemu na
złoto statkowi, który był jeszcze ciągle w budowie i milczeliśmy. Było pusto i
dość cicho, co ostatnio stawało się coraz częstszym zjawiskiem. Spojrzałem na
ojca i już chciałem się odezwać, kiedy zrezygnowałem z tego czynu.
-Mów, śmiało – oczywiście, musiał zauważyć.
-Przez całe to zamieszanie uświadomiłem sobie, że nawet cię
jeszcze nie przeprosiłem – Optimus spojrzał na mnie ze dziwieniem.
-Za co?
-Przez cały ten czas byłem na ciebie zły tak naprawdę o nic.
Twoją troskę odbierałem jako nadopiekuńczość, a dobre rady niczym zakazy.
Sądziłem, że nie cię nie obchodzę… A cały świat był dla mnie czarno – biały,
tylko dobro i zło, nic pomiędzy. Ale dzięki ostatnim wydarzeniom zrozumiałem,
że się myliłem. Kochałeś mnie, choć nie zawsze było to łatwo dostrzec, czasem
trzeba się było tylko wysilić… Robiłeś wszystko by troszczyć się o mnie i o
mamę, a ja nigdy nawet nie podziękowałem. Kiedy zostałeś Primem miałem
wrażenie, że już całkiem o nas zapomniałeś... Ale teraz, kiedy i ja doznałem
tego zaszczytu zrozumiałem, że jako przywódca widzisz świat zupełnie inaczej.
Czerń i biel zamienia się w niezliczoną ilość kolorów, a rodziną stają się
nawet nieznane ci boty. Teraz już rozumiem i przepraszam, jeżeli nie byłem
takim synem, jakiego sobie wymarzyłeś. Bo ty byłeś wspaniałym ojcem, dużo
lepszym, niż na jakiego zasługiwałem…
-Och Rodimusie… - Optimus przytulił mnie tak, jak gdybym znów
był małym botem – Byłeś i jesteś największym szczęściem, jakie spotkało mnie w
życiu. Nie zapominaj o tym…
Zrobiłem głęboki wdech, by się nie rozpłakać. Wreszcie
wyznałem ojcu wszystko, co noc w noc przed zaśnięciem układałem sobie w głowie.
Znów staliśmy się rodziną. Znów byliśmy jak ojciec i syn… Razem…
***
No i to już koniec, moi kochani J Ale, jak zapewne wszyscy wiecie,
każdy koniec jest początkiem czegoś innego. I tak właśnie jest i w tym
przypadku ;) Tak bardzo pokochałam tę historię, postaci, a przede wszystkim
postać Ace’a, a już raczej Rodimusa, że postanowiłam kontynuować jego historię J Dlatego też już wkrótce możecie
spodziewać się kolejnej części ;) Nie chcę na razie zdradzać zbyt wiele
szczegółów, więc wyznam Wam jedynie tytuł nowego opowiadania, a brzmi on „Transformers
Shattered Glass”. No i pewnie i tak wszystko stało się jasne, hi, hi :D
Do przeczytania ;)
***Niki***
Przeczytane na jednym wdechu. Wspaniałe i emocjonujące, szkoda tylko, że tak późno trafiłam na tę perełkę
OdpowiedzUsuń