niedziela, 12 lutego 2017

Rozdział II - Zabawa w Megatrona


Kaon jest inny niż reszta miast na Cybertronie. Wszystko jest tutaj takie mroczne, pozbawione jakiejkolwiek oznaki szczęścia. Zamiast pełnych nadziei i wiary przemów Autobotów, które nie jednemu dodawały otuchy, jakie czasami udało mi się podsłuchać w radiu, z głośników rozmieszczonych po całym mieście wydobywał się jedynie głos Megatrona informujący Decepticony, że za wszelką cenę muszą wygrać tą wojnę. Czasem nie mogłam wytrzymać w tym miejscu. Dlatego dzięki mojej zdolności lotu uciekałam w jakieś odległe tereny, do neutralnych, odosobnianych miast, gdzie nikt mnie nie znał i zwyczajnie cieszyłam się chwilami wolności. Niestety zwykle nie trały one zbyt długo, bo już po kilku cyklach byłam wzywana z powrotem do stolicy. Brakuje mi czasów, kiedy mogłam bez żadnych przeszkód zwiedzać planetę, poznawać nowe miejsca i nie musieć się tłumaczyć ojcu z mojego każdego posunięcia. Teraz? Teraz jest zupełnie inaczej.


-Mercy – moje przemyślenia przerwał znajomy głos.


Odwróciłam się w stronę, skąd dochodził i moim optykom ukazał się średniego wzrostu mech o szarym lakierze z czerwonymi elementami oraz długim rogu na środku głowy i odstającymi z pleców skrzydłami. Świdrował mnie tymi swoimi czerwonymi optykami i uśmiechał się przy tym chytrze.


-Czego? – zapytałam ostro, przez co mina nieco mu zrzedła.

-Lord Megatron cię wzywa – oznajmił – Teraz.

-Jakże by inaczej… - skomentowałam pod nosem, po czym od razu dodałam – Już idę. W końcu nasz wspaniały lider nie może czekać – powiedziałam z sarkazmem i minęłam nadal stojącego w drzwiach cona.


Szłam ciemnymi korytarzami, po drodze mijając niewielkie oddziały vechiconów, które gdy tylko mnie ujrzały, w momencie schodziły mi z drogi. Nie dziwię się im w sumie. Wśród całej frakcji panował lęk nad moją osobą i to nawet nie przez moją pozycję w wojsku. Od początku wojny moją renomą było „zabij za wszelką cenę”, a przynajmniej tak wszyscy myśleli. W dodatku moje imię także mówi samo za siebie. Kolejny sposób, by wzbudzić respekt wśród podwładnych. No i rzecz jasna krążą też plotki o tym, co niby robię z nieposłusznymi Decepticonami, zbyt przesadzone jak na mój gust. Wszystkie te czynniki sprawiają, że frakcja boi się mnie prawie tak bardzo, jak Megatrona.


Przeszłam przez duże, masywne drzwi strzeżone przez dwa vechicony i wreszcie znalazłam się w naszej głównej „Sali Odpraw”. Zbierały się w niej najważniejsze, wysoko postawione Decepticony, takie jak Starscream, który jest Komandorem. Dziś jednak pomieszczenie było puste, a przynajmniej tak mi się zdawało. Na samym środku unosił się hologram Cybertronu, a na nim pozaznaczane regiony, miasta, a także miejsca zaplanowanych i trwających bitew. Dzięki temu Lord Megatron zawsze wiedział co dzieje się na całej planecie i czy ktoś (czytaj Starsceream) nie robi czegoś bez jego zgody.


Przez to, że pomieszczenie było ciemne, początkowo nie zauważyłam stojącego w rogu wysokiego i masywnego mecha i ciemnoszarym lakierze, fioletowych elementach zbroi, charakterystycznym hełmie oraz mrocznych, czerwonych optykach.  Na piersi dumnie nosił insygnia Decepticonów.


-Wzywałeś mnie, ojcze?

-Owszem – mówiąc to zbliżył się do hologramowej mapy Cybertronu, a ja poszłam w jego ślady – Od pewnego czasu dochodzą mnie słuchy, iż w naszych szeregach grasuje szpieg.

-Szpieg? – zdziwiłam się – Zdrajca wśród Decepticonów? Z całym szacunkiem ojcze, ale nie sądzisz, że to trochę idiotyczne? Żaden Decepticon nie jest na tyle odważny, aby Cię zdradzić.

-To żadna odwaga, to bezmyślność. Poza tym, nie toleruję zdrajców. Dlatego muszę mieć pewność co do wiarygodności tych informacji.

-A kto niby przyszedł do Ciebie z tą zaiste ważną informacją? Tylko błagam, nie mów mi, że to był Starscream…

-Nie – szybko mi przerwał – Do takiego wniosku doszedł Soundwave.

-Eh… - cicho westchnęłam. Czyli Meg tak łatwo nie odpuści, skoro informacje o szpiegu podał mu jego najlepszy as wywiadu.

-Teraz już rozumiesz dlaczego ta sprawa jest tak ważna, a jednocześnie może sprawić nam tak wiele kłopotów.

-Owszem, ale nadal nie rozumiem, dlaczego mówisz o tym mnie. Pogoń za zdrajcą chyba nie należy do moich obowiązków?

-Od dzisiaj należy –mech zbliżył się do mnie i położył mi dłoń na ramieniu – Jesteś dla mnie najbardziej zaufanym Decepticonem, a jednocześnie mi najbliższym. Wiem, że mogę Ci zaufać oraz na Ciebie liczyć. Prawda? – uniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego czerwone optyki.

-Oczywiście, ojcze.




Oczami Ace’a


Po długim wieczorze spędzonym razem z Bee w barze znów czułem się jak ten młodzik, który po raz pierwszy zasmakował alkoholu. Bawiliśmy się naprawdę świetnie, ale nie na tyle dobrze, by jutro o świcie móc trzeźwo myśleć. Jeśli mam być szczery, Bumblebee wypił dużo więcej ode mnie i idąc z powrotem do bazy chwiał się na wszystkie strony, przez co musiałem podtrzymywać go, by się nie przewrócił. Na mnie to kilka piwek tak nie podziałało. Najwyraźniej miałem mocniejszą głowę, niż sądziłem.


Kiedy przekroczyliśmy próg głównych drzwi, przed nami w sekundzie pojawiła się Elita. Zmierzyła nas srogim wzrokiem, a ja znów czułem się jak jakiś mały bachor, który coś nabroił i musiał dostać za to karę. Ale nie byłem już tamtym dzieciakiem. Nie bałem się odezwać.


-Co? – spytałem – To już nawet napić się nie można? – femme cicho westchnęła.

-Można tylko… nie dzisiaj na Wszechiskrę! Bumblebee, przecież masz jeszcze do wykonania misję! – ze zdziwieniem spojrzałem na żółtego bota, który opierał głowę na moim ramieniu.

-Ja? – wskazał na siebie palcem, jakby naprawdę nie wiedział, o co chodzi fembotce  - Niby jaką?

-Miałeś spotkać się z naszym kontaktem w Uraya City!

-Czekaj, co?! – przerwałem jej – Jakim niby kontaktem?

-Naprawdę myślałeś, że tylko Decepticony mają swoich szpiegów? – spytała podchwytliwie i teraz to ja miałem ochotę na nią nawrzeszczeć.

-O, czyli bawimy się w Megatrona? – spytałem sarkastycznie – Skoro on nas szpieguje, to i my musimy jego?

-Ace… - powiedziała błagalnym tonem Elita, ale ja kontynuowałem.

-Nie! Nie powinniśmy zachowywać się tak, jak on! To nie jest w porządku! Powinniśmy być lepsi! Kto był tak genialny, żeby wpaść na taki pomysł i udać się w samą paszczę Lorda Decepticonów? – ani Elita, ani Bumblebee mi nie odpowiedzieli. Tylko tak stali ze spuszonymi głowami – Czyli to tak? Będziecie trzymać to przede mną w sekrecie? Nie ufacie mi?

-Oczywiście, że ci ufamy, ale…

-Nie! Przestań mamo, po prostu przestań… - cicho westchnąłem i oparłem się plecami o ścianę – Wiecie co? Skoro nie chcecie mi mówić prawdy, trudno. Sam się dowiem – mówiąc to w sekundzie ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych, zostawiając ledwo żywego Bee i zaniepokojoną Elitę za mną. Jednak femme szybko podbiegła do mnie i zastawiła drogę.

-Nie. Nie możesz tam iść sam, nawet nie wiesz kogo masz szukać!

-Uraya City jest neutralne, a skoro aż tak się o mnie martwisz, powiedz mi chociaż czego mam szukać – starałem się ją wyminąć, ale rzecz jasna nie pozwoliła mi na to.

-Musisz udać się od baru „Czerwony Energon” i podać hasło „Nadzieja”, a barman zaprowadzi cię do naszego kontaktu.

-Widzisz? – uśmiechnąłem się nieco wrednie – Nie było tak trudno.

-Tylko… uważaj na siebie, proszę…

-Nie martw się. Nic mi nie będzie.

Po tych słowach opuściłem bazę i nie czekając ani chwili transformowałem się w czterokołowy pojazd i ruszyłem prosto do Uraya City. W końcu czekała mnie długa droga…




Oczami Elity


Widząc jak Ace opuszcza bazę miałam ochotę płakać. Nie widziałam go tak długi czas… Opuścił nas tak naprawdę zaraz po rozpoczęciu wojny. Wieść o tym, że Orion został wybrany na kolejnego Prime’a bardzo nim wstrząsnęła i nie w sensie pozytywnym. On zawsze chciał sam do wszystkiego dojść, nigdy nie przyjmował pomocy, a już w szczególności nie znosił tego, że inne Transformery traktowały go inaczej, bo ja – jego matka, byłam jedną z najlepszych agentek Gwardii Elitarnej. Dlatego kiedy wieść o nowym stanowisku Oriona, który w niedługim czasie przybrał imię Optimus, rozniosła się na cały Cybertron i Autoboty zaczęły traktować Ace’a inaczej, wręcz chciały przyjmować od niego rozkazy, wtedy on zdecydował się odejść najdalej jak mógł od Optimusa i ode mnie… Bardzo mi go przez ten czas brakowało… Ominął mnie tak naprawdę czas, kiedy z młodzieńca stawał się mężczyzną. I tego czasu nigdy nie odzyskam… A teraz? Wrócił, miałam nadzieję, że na dłużej, ale jeszcze tego samego dnia wyjeżdża, a ja mam okropne przeczucie, że znów go stracę. I nawet nie dlatego, że coś może mu się stać, o nie. Ace jest świetnym żołnierzem i potrafi o siebie zadbać. Ja obawiam się, że Transformer, z którym ma się spotkać mi go odbierze…


Kiedy mech całkiem zniknął mi z oczu pomogłam Bumblebbe dostać się do jego sypialni. Musiał odpocząć, a przede wszystkim wytrzeźwieć. Następnie skierowałam się do skrzydła medycznego, do Ratcheta. To może nieco głupie, ale od rozpoczęcia wojny on stał się moim najbliższym przyjacielem. Optimus zrobił się wyjątkowo nadopiekuńczy i upierał się, bym zostawała w bazie i stąd kierowała bitwami, a nie brała w nich udział. To naprawdę idiotyczne zważywszy, że walczyłam o wiele dłużej niż on. Ale postanowiłam na razie się zgodzić na takie warunki. W końcu on sam musi przywyknąć do nowej sytuacji, a kiedy tak się stanie, to i ja na pewno wrócę do walki. 


Ratchet wylegiwał się na łóżku szpitalnym, zapewne wycieńczony po długim i ciężkim dniu. Ale tak naprawdę, teraz każdy dzień taki jest. Trwa wojna, Autoboty giną, część zostaje ranna i właśnie dlatego medycy mają w tych czasach ręce pełne roboty. Dlatego nie dziwię się, że kiedy wreszcie trafia się im chwilka wytchnienia, korzystają z niej na całego.

Postanowiłam nie przeszkadzać mu w tej chwili ciszy, a jedynie zajęłam łóżko obok, przymknęłam optyki i nim się obejrzałam, usnęłam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz