niedziela, 5 lutego 2017

Rozdział I - "Wolność"


-Podaj imię – zażądał srogi głos mecha.

Stałem w ciemnym, pustym pomieszczeniu, z którego za nic nie mogłem się wydostać. Moje ręce skute były elektromagnetycznymi kajdankami, a w brzuchu miałem zaschniętą już energonem ranę po ostrzu. Byłem słaby, wręcz wycieńczony, ledwie stałem na nogach. Potrzebowałem medyka, a nie przesłuchania. Ale w tych czasach, takie rzeczy były konieczne. Nie mogliśmy wierzyć żadnemu z nas, bo każdy mógł być szpiegiem.

-Ace Pax – przedstawiłem się – Jestem Autobotem, przysięgam.

-Udowodnij.

-Sprowadźcie Elitę One. Ona potwierdzi moją tożsamość – nastała chwila ciszy. Czułem się coraz gorzej, przez co musiałem usiąść na ziemi – Proszę, pośpieszcie się, albo zaraz wam tu zgasnę z niedoboru energonu i ktoś później za to odpowie.


Głos nie odezwał się już ani razu więcej. Ja czułem się coraz gorzej, ale miałem nadzieję, że Elita przybędzie na czas. Nie lubiłem prosić jej o pomoc, ale niestety ta sytuacja, była awaryjna.

Nagle do pokoju wpadł promień jasnego światła, tak jasnego, że całkiem mnie oślepiło. Słyszałem czyjeś kroki, ale nawet nie mogłem uchylić optyki, by zobaczyć czyje. Potem poczułem, jak tajemniczy ktoś pomaga mi się podnieść, a później wyprowadza z mojej niedoszłej sali przesłuchań. Kidy się zatrzymaliśmy niepewnie otworzyłem optyki, ale całe szczęście oświetlenie było już normalne.

Nim zdążyłem rozejrzeć się po pomieszczeniu, ktoś dosłownie rzucił mi się na szyję, tym samym trochę mnie podjuszając.  Na próżno starałem się uwolnić z uścisku, aż w końcu dałem za wygraną i zwyczajnie czekałem, aż dobiegnie on końca. A kiedy tak się stało, mogłem zobaczyć kto o mało mnie nie udusił. Femme dość wysoka, a dokładniej mojego wzrostu, miała różowy lakier z białymi wstawkami oraz czarnym szkieletem, a z pleców wystawały jej koła. Fembotka uśmiechnęła się do mnie z ulgą i delikatnie dotknęła ręką mojego policzka.

-Dobrze, że wciąż funkcjonujesz – odezwała się swoim miłym, łagodnym głosem, który już chyba zawsze będzie kojarzył mi się z bajkami na dobranoc.

-Tak, też się cieszę z tego powodu. Ale wiesz, mam ranę w brzuchu, więc ta piękna chwila może nie potrwać za długo – Elita zaśmiała się pod nosem.

-Chodź, zabiorę cię do medyka – mówiąc to femme chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia.

Szliśmy dość długim korytarzem, a po obu jego stronach była seria drzwi. My jednak nie skręciliśmy w żadne z nich, aż do końca korytarza. Dopiero wtedy skręciliśmy w lewo i znaleźliśmy się w skrzydle szpitalnym. Wokół nas leżało wiele rannych Autobotów, wszędzie krzątali się medycy starając się, uratować swoich pacjentów. Przeszliśmy na koniec pomieszczenia, gdzie stało jedno puste łóżko szpitalne. Femme kazała mi się na nim położyć, co też zrobiłem.

-Proszę, proszę, akurat ciebie się tutaj nie spodziewałem – usłyszałem znajomy głos mecha, zbliżającego siew naszą stronę – Myślałem, że stacjonujesz w Iacon - po chwili moim oczom ukazał się starszy, nieco niższy ode mnie bot o biało – pomarańczowym lakierze – Wywalili cię z jednostki, czy co? – zażartował sobie medyk, choć mi w cale nie było do śmiechu.

-Chciałbym Ratchet... W Nova Cronum trwała bitwa, a więc wysłali nas jako posiłki. Szkoda tylko, że nie bardzo im się przydaliśmy… Było ich tak dużo, nie mieliśmy żadnych szans…

-Ace – matka chwyciła moją dłoń – Nie myśl o tym. Zrobiłeś, co mogłeś – pokiwałem głową, tym samym pokazując, że to wiem.

-Zranili mnie, ale jakimś cudem udało mi się uciec. I nawet nie wiem jak, ale doszedłem tutaj, do Protihex.

-Gdzie znalazł cię nasz patrol – podsumowała mama, a ja potwierdziłem to skinieniem głowy – Dobrze, że od razu cię nie zastrzelili. Ostatnio znajdujemy w naszych szeregach coraz więcej szpiegów. Pewnie zapytali cię o hasło bezpieczeństwa?

-A no – przyznałem jej rację – Dowiem się, jak ono brzmi? Bo już wiem, że to nie „Niech żyje Optimus Prime” – Elita i Ratchet wymienili spojrzenia na samo wspomnienie Optimusa.

-To „Wolność” – powiedział doktorek – Hasło brzmi „Wolność”. Zapamiętaj je sobie, tak na przyszłość.

-Jasna sprawa.

-Ratchet, zajmiesz się nim proszę? –zapytała femme – Muszę załatwić pewną sprawę.

-Oczywiście. Kiedy wrócisz, wręcz go nie poznasz – spojrzałem na niego z udawanym przerażeniem.

-Może się nie rozpędzajmy, co? Nie mam ochoty na zmianę wyglądu.

-Zwróć mi go w jednym kawałku – poprosiła mama – Za niedługo wrócę.

Po tych słowach fembotka opuściła pomieszczenie, a medyk zajął się spawaniem mojego brzucha.



Oczami Optimusa

Siedziałem w swoim gabinecie, kiedy do środka weszła Elita. Femme bez słowa usiadła na biurku i zmierzyła mnie wzrokiem. Oznaczało to, że albo o czymś zapomniałem, albo zrobiłem coś źle.

-Coś się stało? – spytałem, nieco niepewnie.

-Ty mi powiedz – odparła, wcale nie przybliżając mnie do odpowiedzi – Czy dowódca ostatniego patrolu nie poinformował cię o znalezionym, rannym Autobocie?

-Owszem – Elita przyglądała mi się wyczekująco -  Będę szczery i wyznam, że nie mam pojęcia co jeszcze powinienem ci powiedzieć – zrezygnowana fembotka westchnęła.

-To Ace był tym rannym botem – w momencie zerwałem się na równe nogi.

-Wszystko z nim w porządku? Co się stało?

-Spokojnie Orion…znaczy Optimus. Wybacz, nadal nie mogę się przyzwyczaić.

-Nie martw się, ja też…

-Ace’owi nic nie jest, Ratchet spawa mu teraz ranę. Jego zespół został wysłany jako wsparcie dla Autobotów, które walczyły w Nova Cronum, ale nie udało im się pokonać Decepticonów.

-Tak, wiem. Sentinel już mnie o tym powiadomił. Straciliśmy wielu dobrych żołnierzy. Ci, co przeżyli zeznali, że w walce brał udział sam Devastator i to właśnie on tak rozgromił nasze wojska… - zatrzymałem się widząc ostrzegawcze spojrzenie Elity – Powiedziałem coś nie tak? – femme zeszła z biurka, obeszła je i chwyciła mnie za ręce.

-Optimusie, kocham cię, ale jeśli zaraz się nie opamiętasz osobiście cię zgaszę – mówiła to z taką powagą, że jeśli bym jej nie znał, to potraktowałbym tą groźbę poważnie – Ja mówię ci, że twój syn jako jeden z niewielu przeżył bitwę, w której zginęło tak wiele jego przyjaciół, że został ranny i jakimś cudem udało mu się dotrzeć tutaj, a ty opowiadasz mi o stratach w wojsku?!

Elita miała rację. Nadal ciężko jest mi się przyzwyczaić do tego, że mam na głowie pół naszego wojska i że wszyscy na mnie liczą. Przez to zapominam, że moja rodzina także na mnie liczy.

-Wybacz. Nadal ciężko jest mi się odnaleźć w tej nowej sytuacji – przyznałem.

-Wiem, mnie też. Ale musisz jakoś połączyć role ojca i przywódcy. Z rolą męża możesz na razie przystopować, aż te dwie poprzednie jakoś się nie dogadają – puściła mi oczko, a ja cicho się zaśmiałem – Namówię Ace’a, by został tutaj jeszcze przez jakiś czas. A ty masz za zadanie szczerze z nim porozmawiać.

-Tak jest – przysiągłem.

-Obiecujesz?

-Obiecuję.



Oczami Ace’a

Ratchet już kończył spawanie, kiedy do skrzydła szpitalnego wpadł znajomy mi bot. Był ode mnie dużo niższy i miał  żółty lakier. Rozglądał się dookoła, pewnie kogoś szukając, aż jego optyki zatrzymały się na mnie.

-Ace! – zawołał i biegiem ruszył w moją stronę.

Doktorek ruchem ręki pozwolił mi wstać, co też uczyniłem. Chwilę później żółty mech już był przy mnie. Przytulił mnie i poklepał po plecach.

-Bee, jak dobrze cię widzieć – przyznałem, uwalniając się z uścisku.

-I ciebie tez przyjacielu. Słyszałem, że patrol znalazł jakiegoś nieznajomego, ale nie sądziłem, że to ty. Nie do chwili, kiedy dowiedziałem się, jak nasz tajemniczy mech ma na imię. Jak tyś się tu dostał?

-Eh, to długa historia, w dodatku nieciekawa.

-Daj spokój, nie pozbędziesz się mnie tak szybko – bot objął mnie ramieniem po przyjacielsku - Musisz mi powiedzieć, coś wyprawiał przez cały ten czas. Co powiesz na rozmowę przy energonowym piwku? Znam jeden dobry bar niedaleko stąd – zaśmiałem się na wzmiankę o piwie. Nawet nie wiem ile lat minęło od kiedy piłem jakiś alkohol.

-I niby jak miałbym odmówić? – Bumblebee uśmiechnął się i oboje ruszyliśmy w stronę wyjścia.

Znałem go od dzieciństwa, choć nie pamiętam, jak dokładnie się poznaliśmy. Jako, że nie miałem rodzeństwa, był dla mnie jak upragniony brat. Byliśmy w tym samym wieku, a więc chodziliśmy do tej samej klasy. Nigdy się nie rozstawaliśmy, no oczywiście aż do momentu, kiedy rozpoczęła się wojna. Ona odebrała nam tak naprawdę wszystko. Nie mogliśmy sobie pozwolić nawet na naukę, bo od razu zaciągnięto nas do wojska. Każdy, kto mógł walczyć, walczył. I nie powiem, żeby teraz coś się zmieniło. Choć wojna trwa już wiele lat. Bardzo wiele…

***

Szliśmy z Bee ulicami Iacon, pijani od energonowych piw i śpiewaliśmy pieśni o Prime’ach, bawiąc się przy tym na całego. Noc była spokojna, ulice puste. Wydawało się wręcz, że było zbyt spokojnie. Ale wtedy żaden z nas nie zwrócił na to większej uwagi. Byliśmy bardzo młodzi, dopiero co dostaliśmy prawne pozwolenie na picie alkoholi, dlatego byliśmy w tedy aż tak rozbrykani i zadowoleni z życia. Aż do chwili, kiedy usłyszeliśmy strzały i wybuchy, a miasto stanęło w płomieniach. To był mój pierwszy i ostatni raz, kiedy sięgnąłem po alkohol. To był mój ostatni dzień „wolności”…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz