niedziela, 5 marca 2017

Rozdział V - Prime? Ojciec? Mąż?


Niełatwo jest wytrącić mnie z równowagi, choć przyznaję, że nielicznym się to czasem udaje. Weźmy na przykład moją żonę. Kiedy poznałem ją po raz pierwszy była nieugiętą, pewną siebie i heroiczną młodą femme, świeżo upieczoną kadetką Gwardii Elitarnej Cybertornu. Nie lękała się żadnego niebezpieczeństwa, nigdy nie traciła skupienia i nie panikowała. Wszystko zmieniło się, gdy po raz pierwszy wzięła na ręce naszego syna. Odezwał się w niej matczyny instynkt i nie było ani jednej chwili, kiedy nie martwiłaby się o jej maleństwo. Ja nigdy nie odczuwałem tego w taki sposób. Kochałem syna, to oczywiste, ale zawsze wierzyłem, że zbytnio się o niego troszcząc sprawię, że stanie się słaby, jak ja. Teraz jest inaczej… Trwa wojna, Ace był ranny, a ja nawet jeszcze się z nim nie spotkałem.


Dziś rano Elita poinformowała mnie, że Ace zastąpił Bumblebee w jego spotkaniu z Infinity. Byłem trochę zły, że nie uzgodniła ze mną tej nagłej zamiany, czy choćby nie poinformowała o niej wcześniej. Może nie był bym aż tak zły, gdyby nie fakt, że bot nadal nie wrócił.

Martwiłem się, ale starałem się tego nie pokazywać. Wolałem nie podejmować zbyt pochopnie decyzji o poszukiwaniach, czy misji ratowniczej. Nie mogłem tego jednak powiedzieć o mojej żonie… Już od dobrego cyku chodziła w tę i z   powrotem po moim gabinecie, co chwila wymyślając jakieś niesłychane nieszczęścia, które mogły przytrafić się naszemu synowi. W przerwach, kiedy akurat nic nie przychodziło jej do głowy, pytała „Jak to możliwe, że jestem tak spokojny”, po czym nawet nie czekając na odpowiedź, kontynuowała swoje zamartwianie się.

Tak, nie łatwo jest wyprowadzić mnie z równowagi. Mało komu się to udaje. Oprócz mojej żony…

-A może go złapali? Może dowiedzieli się o zdradzie Infinity, śledzili ją i tak dotarli do Ace’a? – mówiła, chodząc w kółko.

-Infinity jest córką Megatrona. Wątpię, by ktokolwiek w ogóle podejrzewał, że jest zdrajczynią.

-A Soundwave? Oboje dobrze wiemy, że on jest wierny tylko swojemu Lordowi, a cała reszta Decepticonów jest dla niego potencjalnymi zdrajcami!

-Elita, uspokój się… - femme nawet nie dała mi skończyć.

-Nie! Mój syn zaginął i nie wiem co mam zrobić!

-Nie zapominaj o tym, że Ace jest też moim synem – upomniałem ją.

-A mimo to siedzisz tu, jak gdyby nic się nie stało!

-Bo wieżę, że wychowaliśmy go na tyle dobrze, by potrafił o siebie zadbać – fembotka cicho westchnęła i spuściła wzrok – Zjawi się tu szybciej, niż sądzisz – starałem się ją pocieszyć, przez co Elita delikatnie się uśmiechnęła.

Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. I ja i Elita w momencie odwróciliśmy się w ich kierunku, a przed naszymi optykami pojawił się Ace. Przez moment nawet go nie rozpoznałem, za co mogłem winić jedynie siebie. W pamięci pozostał mi obraz młodzieńca, pełnego życia i ambicji. Teraz? Teraz widziałem dorosłego mecha, zniszczonego latami wojny i przytłoczonego ciągłą walką o przetrwanie. Mimo to, jego wiecznie uśmiechnięte optyki pozostały dokładnie takie same.

Nim bot zdążył się odezwać, Elita rzuciła mu się na szyję, mamrocząc coś pod nosem. Dokładnie sprawdziła, czy nic mu nie jest, jak gdyby był dzieckiem i właśnie się przewrócił. On odganiał ją ręką i starał się dojść do słowa, na co oczywiście matka mu nie pozwalała. Widząc ich dwoje, mimowolnie się uśmiechnąłem.

-Na pewno nic ci nie jest? – zapytała już chyba po raz setny Elita.

-Ile razy mam to powtarzać? Nie – femme uśmiechnęła się delikatnie.

-To dobrze… - prawie w tej samej chwili na jej twarzy pojawił się gniew – Bo zaraz dostaniesz takie lanie, o jakim ci się nawet nie śniło!

Elita chwyciła go za odstający element hełmu tak mocno, że bot zgiął się i jęcząc podążał za swoją matką. Fembotka puściła go dopiero, gdy znalazł się przed moim biurkiem, po czym skrzyżowała ręce na piersi i posłała mi wyczekujące spojrzenie. Nie wiedziałem czego ode mnie oczekiwała, więc jedynie odwróciłem wzrok. Słyszałem, jak na mnie warczy, ale ostatecznie wzięła sprawy w swoje ręce.

-Gdzie byłeś cały ten czas?!

-Na misji, a gdzie niby miałbym być?

-Gdybyś naprawdę cały ten czas był na misji, już dawno wróciłbyś do bazy.

-Słuchaj, mamo – słowo „mama” zawsze ją uspokajało – To była Infinity. Nie powiedziałaś mi, a ja… ona… - bot cicho westchnął – Nie mogłem ot tak odebrać informacji i po prostu sobie pójść…

Ace i Infinity od dzieciństwa byli przyjaciółmi, ale nie miałem pojęcia, że łączyła ich tak silna więź. Zapewne nie wiedziałem wielu rzeczy…

Elita uśmiechnęła się do mecha pocieszająco, po czym delikatnie przytuliła go i zaczęła głaskać po głowie. Ace o dziwo nie opierał się. I ja chciałem się do nich przyłączyć, abyśmy znów poczuli się jak rodzina, ale coś mnie blokowało, nie mogłem się nawet ruszyć. Siedziałem tylko w ciszy i przyglądałem się szczęściu moich najbliższych.

-Cieszę się, że jesteś cały – powiedziała Elita, wypuszczając Ace’a z uścisku – Wy dwoje chyba powinniście wreszcie zamienić ze sobą kilka zdań – dodała uśmiechając się do mnie chytrze, po czym prędko opuściła mój gabinet.

Skierowałem wzrok na syna. Ten stał ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i wzrokiem wbitym w podłogę. Nawet nie starał sie ukryć, jak bardzo ta rozmowa mu nie odpowiada.

-Może usiądziesz? – zaproponowałem, na co bot pokręcił przecząco głową – Chcesz się czegoś napić albo…

-Może darujmy sobie te bzdety? – przerwał mi nagle, spoglądając prosto w moje optyki – Nie musisz udawać, ze zależy ci na tej rozmowie, ja też nie będę. Po prostu postójmy tu trochę, udawajmy, że faktycznie rozmawiamy, a za jakiś czas wyjdę jak gdyby nigdy nic.

-Dlaczego sądzisz, że mi nie zależy? Czy kiedykolwiek zrobiłem coś, co…

-Mam wymieniać chronologicznie, czy alfabetycznie? – spytał z sarkazmem.

-Ace…

-Nie oszukujmy się. Nigdy nie byliśmy blisko, ale kiedyś choć trochę się dla ciebie liczyłem. Teraz? Teraz nie interesuje cię nic poza dobrem Cybertronu.

Nie dając mi szansy wytłumaczenia się, Ace ruszył prosto w kierunku drzwi, a po chwili całkiem zniknął mi z pola widzenia.  Ja nadal siedziałem, wpatrując się w puste drzwi i zastanawiając się, gdzie popełniłem błąd. Może rzeczywiście poświęcałem mu zbyt mało uwagi? Może nigdy tak naprawdę nie byłem ojcem, którego potrzebował? Czy ja w ogóle byłem kiedyś dla niego ojcem…



Oczami Ace’a

Szybkim krokiem opuściłem gabinet ojca, a następnie udałem się prosto do wyjścia. Rzecz jasna daleko nie uszedłem, bo przy windzie zatrzymała mnie Elita. Pierw widziałem w jej optykach nadzieję, lecz kiedy tylko zorientowała się, że jestem wkurzony, spojrzenie femme drastycznie się zmieniło. Teraz patrzyła na mnie z lekkim zawodem.

-Po twoim zachowaniu zgaduję, że nie poszło wam za dobrze? – zapytała retorycznie, w odpowiedzi otrzymując jedynie moje spojrzenie typu „No co ty nie powiesz” – A spróbowałeś porozmawiać z nim szczerze? Choć ten jeden raz?

-Mówisz tak, jakbym to ja był winny całej tej sytuacji… - burknąłem pod nosem. Matka rzuciła mi oskarżycielskie spojrzenie.

-Wina nigdy nie jest jednostronna Ace. Może i twój ojciec rzadko kiedy miał dla ciebie czas, ale on cię kocha i stara ci się to udowodnić. Problem w tym, że wcale mu w tym nie pomagasz. Krytykujesz go, gdy tylko nadarzy się taka sposobność, kpisz z jego zasad i zbywasz, kiedy próbuje nawiązać z tobą jakąś więź.

-Ej, ej, ej! – przerwałem jej – A podasz mi przykład sytuacji, kiedy on faktycznie starał się „nawiązać ze mną jakąś więź”? – zacytowałem ją – Bo z tego, co kojarzę, spotkaliśmy się dziś po raz pierwszy od początku wojny. Jeśli tylko by mu zależało, dowiedziałby się do której jednostki należę i najzwyczajniej w świecie przyjechałby ze mną porozmawiać.

-Zapominasz chyba o jednym istotnym fakcie.

-Niby jakim?

-On jest Primem.

-No tak… Tylko, że ten fakt w cale nie usprawiedliwia go przed byciem ojcem…

Po tych słowach najzwyczajniej w świecie minąłem fembotkę i zjechałem windą na sam dół, po czym ruszyłem prosto przed siebie, nawet jeszcze nie wiedząc dokąd się wybieram…


Oczami Elity

Kiedy weszłam do gabinetu Optimusa, o mało nie doznałam szoku. Mój mąż, ojciec naszego syna, z który przed chwilą miał nieprzyjemną rozmowę, teraz siedział za biurkiem i jak gdyby nic się nie stało przeglądał raporty swoich zwiadowców. Jeszcze bardziej zabolało mnie, gdy nawet nie zareagował na moje przyjście. Jedynie na chwilę oderwał wzrok od dokumentów, spojrzał na mnie, po czym od razu wrócił do lektury. Dopiero wtedy zrozumiałam, jak okropnie musi czuć się Ace. Orion… Optimus jeszcze nigdy mnie tak nie ignorował. A teraz? Teraz traktuje mnie jak powietrze. Rozumiem, że ma na głowie więcej, niż ktokolwiek z nas, ale powinien choć na chwilę oderwać się od pracy i spędzić czas z rodziną.

Cicho westchnęłam i skierowałam się z powrotem w kierunku drzwi. Nim opuściłam gabinet mecha, po raz ostatni spojrzałam w jego stronę, z odrobiną nadziei na to, że jednak się opamięta, ale… Nadal nie zwracał na mnie uwagi…

-Ace ma rację – zwróciłam się do niego – To, że jesteś Primem w cale nie usprawiedliwia cię od bycia ojcem…

Optyki Optimusa w momencie zwróciły się w moją stronę, ale na rodzinną rozmowę było już za późno. Drzwi zamknęły się za mną szybciej, niż bot zdążył cokolwiek powiedzieć. Miałam jeszcze nadzieję, że mech ruszy za mną w pogoń, więc przez chwilę czekałam na korytarzu, ale on się nie pojawił…

3 komentarze:

  1. Genialne! Poproszę nowy rozdział wyjątkowo szybko ^^ I najwiecej Optimusa co mi sie bardzo podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ci się podoba :-) Ale rozdziały będę wstawiać co tydzień, bez wyjątków, bo potem jak będę mieć znów problem z weną to przynajmniej postoju nie będzie ;-)
      Pozdrawiam :)
      ***Niki***

      Usuń
  2. Świetny rozdział, czekam na next

    OdpowiedzUsuń