Niełatwo
jest wytrącić mnie z równowagi, choć przyznaję, że nielicznym się to czasem
udaje. Weźmy na przykład moją żonę. Kiedy poznałem ją po raz pierwszy była
nieugiętą, pewną siebie i heroiczną młodą femme, świeżo upieczoną kadetką
Gwardii Elitarnej Cybertornu. Nie lękała się żadnego niebezpieczeństwa, nigdy
nie traciła skupienia i nie panikowała. Wszystko zmieniło się, gdy po raz
pierwszy wzięła na ręce naszego syna. Odezwał się w niej matczyny instynkt
i nie było ani jednej chwili, kiedy nie martwiłaby się o jej maleństwo. Ja
nigdy nie odczuwałem tego w taki sposób. Kochałem syna, to oczywiste, ale
zawsze wierzyłem, że zbytnio się o niego troszcząc sprawię, że stanie się
słaby, jak ja. Teraz jest inaczej… Trwa wojna, Ace był ranny, a ja nawet
jeszcze się z nim nie spotkałem.
Dziś rano
Elita poinformowała mnie, że Ace zastąpił Bumblebee w jego spotkaniu z
Infinity. Byłem trochę zły, że nie uzgodniła ze mną tej nagłej zamiany, czy
choćby nie poinformowała o niej wcześniej. Może nie był bym aż tak zły,
gdyby nie fakt, że bot nadal nie wrócił.
Martwiłem
się, ale starałem się tego nie pokazywać. Wolałem nie podejmować zbyt pochopnie
decyzji o poszukiwaniach, czy misji ratowniczej. Nie mogłem tego jednak
powiedzieć o mojej żonie… Już od dobrego cyku chodziła w tę
i z powrotem po moim
gabinecie, co chwila wymyślając jakieś niesłychane nieszczęścia, które mogły
przytrafić się naszemu synowi. W przerwach, kiedy akurat nic nie przychodziło
jej do głowy, pytała „Jak to możliwe, że jestem tak spokojny”, po czym nawet
nie czekając na odpowiedź, kontynuowała swoje zamartwianie się.
Tak, nie
łatwo jest wyprowadzić mnie z równowagi. Mało komu się to udaje. Oprócz mojej
żony…
-A może
go złapali? Może dowiedzieli się o zdradzie Infinity, śledzili ją i tak
dotarli do Ace’a? – mówiła, chodząc w kółko.
-Infinity
jest córką Megatrona. Wątpię, by ktokolwiek w ogóle podejrzewał, że jest
zdrajczynią.
-A
Soundwave? Oboje dobrze wiemy, że on jest wierny tylko swojemu Lordowi,
a cała reszta Decepticonów jest dla niego potencjalnymi zdrajcami!
-Elita,
uspokój się… - femme nawet nie dała mi skończyć.
-Nie! Mój
syn zaginął i nie wiem co mam zrobić!
-Nie
zapominaj o tym, że Ace jest też moim synem – upomniałem ją.
-A mimo
to siedzisz tu, jak gdyby nic się nie stało!
-Bo wieżę,
że wychowaliśmy go na tyle dobrze, by potrafił o siebie zadbać – fembotka
cicho westchnęła i spuściła wzrok – Zjawi się tu szybciej, niż sądzisz –
starałem się ją pocieszyć, przez co Elita delikatnie się uśmiechnęła.
Nagle
usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. I ja i Elita w momencie odwróciliśmy
się w ich kierunku, a przed naszymi optykami pojawił się Ace. Przez moment
nawet go nie rozpoznałem, za co mogłem winić jedynie siebie. W pamięci
pozostał mi obraz młodzieńca, pełnego życia i ambicji. Teraz? Teraz
widziałem dorosłego mecha, zniszczonego latami wojny i przytłoczonego
ciągłą walką o przetrwanie. Mimo to, jego wiecznie uśmiechnięte optyki
pozostały dokładnie takie same.
Nim bot
zdążył się odezwać, Elita rzuciła mu się na szyję, mamrocząc coś pod nosem.
Dokładnie sprawdziła, czy nic mu nie jest, jak gdyby był dzieckiem
i właśnie się przewrócił. On odganiał ją ręką i starał się dojść do słowa,
na co oczywiście matka mu nie pozwalała. Widząc ich dwoje, mimowolnie się
uśmiechnąłem.
-Na pewno
nic ci nie jest? – zapytała już chyba po raz setny Elita.
-Ile razy
mam to powtarzać? Nie – femme uśmiechnęła się delikatnie.
-To dobrze…
- prawie w tej samej chwili na jej twarzy pojawił się gniew – Bo zaraz
dostaniesz takie lanie, o jakim ci się nawet nie śniło!
Elita chwyciła
go za odstający element hełmu tak mocno, że bot zgiął się i jęcząc podążał za
swoją matką. Fembotka puściła go dopiero, gdy znalazł się przed moim biurkiem,
po czym skrzyżowała ręce na piersi i posłała mi wyczekujące spojrzenie. Nie
wiedziałem czego ode mnie oczekiwała, więc jedynie odwróciłem wzrok. Słyszałem,
jak na mnie warczy, ale ostatecznie wzięła sprawy w swoje ręce.
-Gdzie byłeś
cały ten czas?!
-Na misji,
a gdzie niby miałbym być?
-Gdybyś
naprawdę cały ten czas był na misji, już dawno wróciłbyś do bazy.
-Słuchaj,
mamo – słowo „mama” zawsze ją uspokajało – To była Infinity. Nie powiedziałaś
mi, a ja… ona… - bot cicho westchnął – Nie mogłem ot tak odebrać
informacji i po prostu sobie pójść…
Ace
i Infinity od dzieciństwa byli przyjaciółmi, ale nie miałem pojęcia, że
łączyła ich tak silna więź. Zapewne nie wiedziałem wielu rzeczy…
Elita
uśmiechnęła się do mecha pocieszająco, po czym delikatnie przytuliła go
i zaczęła głaskać po głowie. Ace o dziwo nie opierał się. I ja
chciałem się do nich przyłączyć, abyśmy znów poczuli się jak rodzina, ale coś
mnie blokowało, nie mogłem się nawet ruszyć. Siedziałem tylko w ciszy
i przyglądałem się szczęściu moich najbliższych.
-Cieszę się,
że jesteś cały – powiedziała Elita, wypuszczając Ace’a z uścisku – Wy
dwoje chyba powinniście wreszcie zamienić ze sobą kilka zdań – dodała
uśmiechając się do mnie chytrze, po czym prędko opuściła mój gabinet.
Skierowałem
wzrok na syna. Ten stał ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i wzrokiem
wbitym w podłogę. Nawet nie starał sie ukryć, jak bardzo ta rozmowa mu nie
odpowiada.
-Może
usiądziesz? – zaproponowałem, na co bot pokręcił przecząco głową – Chcesz się
czegoś napić albo…
-Może
darujmy sobie te bzdety? – przerwał mi nagle, spoglądając prosto w moje optyki
– Nie musisz udawać, ze zależy ci na tej rozmowie, ja też nie będę. Po prostu
postójmy tu trochę, udawajmy, że faktycznie rozmawiamy, a za jakiś czas wyjdę
jak gdyby nigdy nic.
-Dlaczego
sądzisz, że mi nie zależy? Czy kiedykolwiek zrobiłem coś, co…
-Mam
wymieniać chronologicznie, czy alfabetycznie? – spytał z sarkazmem.
-Ace…
-Nie
oszukujmy się. Nigdy nie byliśmy blisko, ale kiedyś choć trochę się dla ciebie
liczyłem. Teraz? Teraz nie interesuje cię nic poza dobrem Cybertronu.
Nie dając mi
szansy wytłumaczenia się, Ace ruszył prosto w kierunku drzwi, a po chwili
całkiem zniknął mi z pola widzenia.
Ja nadal siedziałem, wpatrując się w puste drzwi
i zastanawiając się, gdzie popełniłem błąd. Może rzeczywiście poświęcałem
mu zbyt mało uwagi? Może nigdy tak naprawdę nie byłem ojcem, którego
potrzebował? Czy ja w ogóle byłem kiedyś dla niego ojcem…
Oczami Ace’a
Szybkim
krokiem opuściłem gabinet ojca, a następnie udałem się prosto do wyjścia. Rzecz
jasna daleko nie uszedłem, bo przy windzie zatrzymała mnie Elita. Pierw
widziałem w jej optykach nadzieję, lecz kiedy tylko zorientowała się, że jestem
wkurzony, spojrzenie femme drastycznie się zmieniło. Teraz patrzyła na mnie z
lekkim zawodem.
-Po twoim
zachowaniu zgaduję, że nie poszło wam za dobrze? – zapytała retorycznie, w
odpowiedzi otrzymując jedynie moje spojrzenie typu „No co ty nie powiesz” – A
spróbowałeś porozmawiać z nim szczerze? Choć ten jeden raz?
-Mówisz tak,
jakbym to ja był winny całej tej sytuacji… - burknąłem pod nosem. Matka rzuciła
mi oskarżycielskie spojrzenie.
-Wina nigdy
nie jest jednostronna Ace. Może i twój ojciec rzadko kiedy miał dla ciebie
czas, ale on cię kocha i stara ci się to udowodnić. Problem w tym, że wcale mu
w tym nie pomagasz. Krytykujesz go, gdy tylko nadarzy się taka sposobność,
kpisz z jego zasad i zbywasz, kiedy próbuje nawiązać z tobą jakąś więź.
-Ej, ej, ej!
– przerwałem jej – A podasz mi przykład sytuacji, kiedy on faktycznie starał
się „nawiązać ze mną jakąś więź”? – zacytowałem ją – Bo z tego, co kojarzę,
spotkaliśmy się dziś po raz pierwszy od początku wojny. Jeśli tylko by mu
zależało, dowiedziałby się do której jednostki należę i najzwyczajniej w
świecie przyjechałby ze mną porozmawiać.
-Zapominasz
chyba o jednym istotnym fakcie.
-Niby jakim?
-On jest
Primem.
-No tak…
Tylko, że ten fakt w cale nie usprawiedliwia go przed byciem ojcem…
Po tych
słowach najzwyczajniej w świecie minąłem fembotkę i zjechałem windą na sam dół,
po czym ruszyłem prosto przed siebie, nawet jeszcze nie wiedząc dokąd się
wybieram…
Oczami Elity
Kiedy
weszłam do gabinetu Optimusa, o mało nie doznałam szoku. Mój mąż, ojciec
naszego syna, z który przed chwilą miał nieprzyjemną rozmowę, teraz siedział za
biurkiem i jak gdyby nic się nie stało przeglądał raporty swoich zwiadowców. Jeszcze
bardziej zabolało mnie, gdy nawet nie zareagował na moje przyjście. Jedynie na
chwilę oderwał wzrok od dokumentów, spojrzał na mnie, po czym od razu wrócił do
lektury. Dopiero wtedy zrozumiałam, jak okropnie musi czuć się Ace. Orion…
Optimus jeszcze nigdy mnie tak nie ignorował. A teraz? Teraz traktuje mnie jak
powietrze. Rozumiem, że ma na głowie więcej, niż ktokolwiek z nas, ale powinien
choć na chwilę oderwać się od pracy i spędzić czas z rodziną.
Cicho
westchnęłam i skierowałam się z powrotem w kierunku drzwi. Nim opuściłam
gabinet mecha, po raz ostatni spojrzałam w jego stronę, z odrobiną nadziei na
to, że jednak się opamięta, ale… Nadal nie zwracał na mnie uwagi…
-Ace ma
rację – zwróciłam się do niego – To, że jesteś Primem w cale nie usprawiedliwia
cię od bycia ojcem…
Optyki
Optimusa w momencie zwróciły się w moją stronę, ale na rodzinną rozmowę było
już za późno. Drzwi zamknęły się za mną szybciej, niż bot zdążył cokolwiek
powiedzieć. Miałam jeszcze nadzieję, że mech ruszy za mną w pogoń, więc przez
chwilę czekałam na korytarzu, ale on się nie pojawił…
Genialne! Poproszę nowy rozdział wyjątkowo szybko ^^ I najwiecej Optimusa co mi sie bardzo podoba ;)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że ci się podoba :-) Ale rozdziały będę wstawiać co tydzień, bez wyjątków, bo potem jak będę mieć znów problem z weną to przynajmniej postoju nie będzie ;-)
UsuńPozdrawiam :)
***Niki***
Świetny rozdział, czekam na next
OdpowiedzUsuń