Podziemne
tunele pod Protihex okazały się być dla mnie większą zagadką, niż myślałam.
Początkowo było łatwo, jeden korytarz, prosta droga. Potem jednak zaczęły się
rozwidlenia… Nie zazdroszczę tym, którzy odważyli się wejść pod ziemię bez
znajomości drogi an zewnątrz. Z tego, co mówił mi Cliffjumper, większość
korytarzy to ślepe zaułki – niedokończone z powodu wojny lub zasypane przez jej
skutki. Tylko nieliczne drogi mogą doprowadzić nas na powierzchnię.
Przez
większość dotychczasowej drogi to Arcee stała na czele wyprawy. Bez zawahania
szła przed siebie, nawet przez chwilę nie zastanawiając się nad wyborem trasy.
Muszę przyznać, że nieco martwiła mnie jej zaskakująca pewność siebie. Ja na
pewno nie zdołałabym zapamiętać całej tej drogi…
-Jesteś
pewna, że dobrze idziemy? – upewniłam się, na co femme rzecz jasna odparła mi
tym swoim nieufnym spojrzeniem.
-Tak, jestem
pewna – odpowiedziała, po czym z powrotem odwróciła się przed siebie.
Prychnęłam.
Jej
zachowanie było wyjątkowo nieodpowiedzialne. Powinniśmy sobie ufać, wzajemnie
na sobie polegać, a ona nawet nie chce ze mną rozmawiać.
-Nie bierz
tego do siebie – zagadał do mnie Cliff – Arcee przechodzi ciężki okres. Jej
poprzedni partner… - urwał. Mogłam się domyślić, że nie skończyło się za
dobrze…
-Rozumiem…
Ale co ja jej zrobiłam? – mech zaśmiał się pod nosem – To aż tak cię bawi? –
zapytałam, zirytowana.
-Wiesz, nic
ci nie zarzucam i w ogóle, ale mimo wszystko jesteś córką Megatrona…
-Ale nim
przecież nie jestem.
-Co nie
zmienia faktu, że większość wojny spędziłaś w szeregach Decepticonów. Arcee
jest nieufna, a żeby zaufała tobie musi minąć trochę czasu. Bądź cierpliwa, a
zobaczysz, że nie każdy jest taki, jaki na początku się wydaje.
-Ehh… -
westchnęłam – Postaram się – Cliffjumper uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam
uśmiech i szłam dalej uważając, by nie potknąć się o jakieś leżące na ziemi gruzy.
***
Ciężko mi
było stwierdzić jak długo przemierzaliśmy podziemne korytarze Cybertronu. Ani
na chwilę nie wychodziliśmy na powierzchnię, przez co nawet nie mogłam
stwierdzić, czy jest dzień, czy noc. Wiedziałam jednak jedno. Byłam zmęczona.
Nie zatrzymaliśmy się ani by odpocząć, przez co moje nogi powoli odmawiały mi
posłuszeństwa. Kątem optyki spojrzałam na idącego za mną Cliffjumpera. I on
wyglądał na wyraźnie zmęczonego. Arcee natomiast szła na przedzie,
niewzruszona. Udawała, czy naprawdę wciąż miała siły na dalszą wędrówkę?
Zwolniłam trochę kroku, by porozmawiać z mechem.
-Ona to w
ogóle ma jakieś uczucia? Czy zmęczenie jej nie straszne?
-Arcee po
prostu wie jak ważna jest ta misja i chce dotrzeć do Iacon tak szybko, jak
tylko się da – bronił partnerki Cliff – Mógłbym spróbować przemówić jej do
rozumu, ale to raczej nic nie da. Pewnie powie, że my możemy odpocząć, a ona
pójdzie przodem, a tak ja, jak i ty dobrze wiemy, że taka opcja nie wchodzi w
grę.
-A więc w
takim razie ja spróbuję zamienić z nią kilka słów.
Ponownie
przyśpieszyłam, choć zważywszy na tempo femme, ciężko było mi ją dogonić. Kiedy
jednak już podołałam tej czynności, Arcee spojrzałam na mnie, po czym jedynie
przewróciła optykami i szła dalej, nawet nie zwracając na mnie uwagi.
-Nie znam
cię zbyt dobrze i nie wiem jakie są twoje limity, ale moje właśnie się kończą.
Musimy zrobić przerwę.
-Spodziewałam
się czegoś więcej od córki Megatrona… - skomentowała pod nosem, za co miałam
ochotę jej przyłożyć.
-Może ci się
nie podobać to, kim jestem, ale ostrzegam cię, że jeśli zaraz nie zrobimy postoju
to wszyscy tu zaraz padniemy z wycieńczenia.
Wtem
fembotka zatrzymała się. Ukradkiem dostrzegłam, że ściska rękę w pięść, jakby
od czegoś się powstrzymywała. Znając życie od przyłożenia mi…
-Góra
dziesięć minicykli. Potem natychmiast ruszamy dalej.
Przez głowę
nawet przemknęła mi myśl, by jej podziękować, ale całe szczęście szybko zdałam
sobie sprawę, jak idiotyczne by to było. Arcee tutaj nie dowodzi. Powinniśmy
działać jak drużyna, jak Elita nas o to prosiła. Ale co niby mam zrobić, skoro
jedno z nas najwyraźniej nie chce należeć do tej drużyny? Chyba muszę z nią
porozmawiać… A to nie łatwe zadanie.
Podczas gdy
Cliffjumper rozsiadał się na ziemi, by odpocząć, femme jedynie oparła się o ścianę
korytarza i wbiła wzrok w podłoże. Wzięłam głęboki wdech i gotowa na wszystko
ruszyłam w jej stronę. Podobnie, jak Arcee oparłam się o ścianę i skrzyżowałam
ręce na piersi.
-Możesz mnie
nie lubić – zaczęłam naszą „pogawędkę” – Ale proszę cię, być chociaż przez tą
jedną misję mnie tolerowała. Wiem, służyłam Megatronowi, ale to wcale nie
znaczy, że byłam Decepticonem. Udawałam, by pomagać moim prawdziwym pobratymcom.
-Nie chodzi
mi wcale o ciebie – odezwała się na mnie i to o dziwo bez żadnego wyrzutu – Nie
chodzi mi o to kim jesteś, ani o to co robiłaś. Chociaż tak w sumie to po
części chodzi mi właśnie o to drugie – dodała po chwili zastanowienia – Byłaś szpiegiem.
Kłamałaś tak naprawdę cały czas. Skąd mam wiedzieć, że nie robisz tego teraz?
-Arcee…
Oddałabym życie za każdego Autobota – przysięgłam z ręką na piersi.
-Nie znam
cię, Mercy – nie lubiłam, gdy ktoś używał tego imienia – Nie czytam ci w
myślach, więc nie wiem jakie są twoje prawdziwe intencje. Cliffjumper jest zbyt
ufny, dlatego ja przez cały czas muszę mieć się na baczności. Zrozum, że mój
poprzedni partner zginął, bo zaufał komuś, komu nie powinien. Mechowi, który
podawał się za Autobota, ale był jedynie szpiegiem Megatrona. Nigdy nie wybaczę
sobie tego, że nie było mnie wtedy przy nim. Dlatego dopóki nie będę pewna, że
nie stanowisz zagrożenia dla Cliffa, będę traktować cię jako potencjalne
zagrożenie – cicho westchnęłam, bo w zasadzie nic tą rozmową nie osiągnęłam –
Ale postaram się być trochę milsza – delikatnie się uśmiechnęła femme. Od razu
poczułam się lepiej.
-Dziękuję –
odwzajemniłam uśmiech – Ale proszę, mów mi Infinity – podałam jej rękę, a po
chwili zastanowienia Arcee uścisnęła ją.
-Miło mi cię
poznać, Infinity…
Oczami
Megatrona
Kiedy
dotarłem do Iacon, bitwa nadal trwała. Zwycięstwo było po naszej stronie, ale
mimo wszystko Autoboty nadal skutecznie broniły bramę do Wielkiej Sali, gdzie
niczym tchórz ukrywał się Sentinel Prime. Zamiast sam walczyć, do boju wysłał
Optimusa, który jak zawsze dzielnie bronił swego wojska, jak i stolicy. Ale
mnie tak naprawdę nie chodziło o zdobycie Iacon. Miasto nie miało dla mnie
większego znaczenia. Mnie interesował jedynie Sentinel, a dokładniej to, co ma
w posiadaniu – Klucz Omega, jedyne urządzenie zdolne otworzyć wrota do Jądra
Cybertronu. Kiedy już dostanę się do Jądra, zwycięstwo Decepticonów będzie
pewne.
Szedłem
pomiędzy wojskami walczących ze sobą Autobotów oraz Decepticonów, gasząc
każdego, kto odważył się mnie zaatakować. Nikt nie mógł mi się równać. Nasze
czołgi nie mogły zniszczyć bramy, ale i na to niepowodzenie byłem przygotowany.
Po kolejnym powietrznym ataku przeprowadzonym przez Starscream’a, przy życiu
została jedynie garstka Autobotów, którą Vechicony szybko zgładziły. Kolejna
próba wysadzenia bramy spełzła na niczym. Jednak jak na zawołanie na niebie
pojawił się statek. Wylądował, a ze środka wyszedł Soundwave oraz kilka,
niosących w rękach wielką, wypełnioną fioletowymi kryształami bombę Vechiconów.
-Umieście ją
na bramie! – rozkazałem, a żołnierze w momencie wykonali polecenie.
Bomba
została uzbrojona, a niedługo potem rozległ się głośny huk. W jednej chwili
całą bramę pokryły ciemnofioletowe kryształy mrocznego energonu. Były dość
silne by osłabić konstrukcję w takim stopniu, że teraz nawet moje soniczne
działo mogło bez problemu je zniszczyć, co też uczyniłem.
Dumnym
krokiem ruszyłem przed siebie, do Wielkiej Sali. Tam, na wielkim tronie
siedział mech mojego wzrostu o czerwonym lakierze, srebrnej brodzie i błękitnych
optykach, w rękach już trzymając swój
miecz Primax. Był gotowy do walki. Ale przegra.
-Przebyłeś
długą drogę, Megatronie – odezwał się, powoli stając na równe nogi – Ale na
marne. Nie znajdziesz tu tego, czego tak zawzięcie poszukujesz.
-Nie rób ze
mnie głupca, starcze! Oddaj mi Klucz, a przysięgam, że zginiesz szybko. Jeśli
będziesz stawiał opór zgotuję ci takie męczarnie, o jakich nawet ci się nie
śniło – mech zaśmiał się kpiąco.
-Twoje pogróżki
nie robią na mnie wrażenia.
-A więc może
to zrobi – mówiąc to uruchomiłem ostrze i w momencie ruszyłem do ataku.
Gotowy na to
Sentinel z łatwością obronił cios, ale nie zamierzałem przestać. Rozpoczął się
nasz pojedynek na miecze. Prime może i był świetnym wojownikiem, ale jego wiek go
ograniczał. Byłem od niego silniejszy, a co ważniejsze, cykle spędziłem walcząc
na Arenie Kaonu i znałem ciosy, o których nawet mu się nie śniło.
Zrobiłem
szybki unik od miecza Sentinela, po czym uderzyłem go z łokcia w twarz, tym
samym go ogłuszając. Skorzystałem z szansy i zadałem kilkukrotne ciosy pięścią,
pierw w twarz, następnie w brzuch. Prime robił się wyraźnie słabszy, więc
ponownie uruchomiłem ostrze i przejechałem nim po klatce piersiowe Autobota. Z rany
w tej samej chwili zaczął wypływać energon. Sentinel z trudem mógł utrzymać
własną broń, a co dopiero walczyć. Z uśmiechem na ustach kopnąłem go w podbródek,
a Prime, nawet się nie broniąc, upadł na ziemię. Podszedłem do niego i przystawiłem
ostrze do gardła.
-Daj mi
Klucz Omegi! – rozkazałem, ale Sentinel jedynie się zaśmiał.
-Nie.
-Zaoferowałem
ci szansę na szybką śmierć, ale skoro jesteś aż takim niewdzięcznikiem, niech
będzie. Zabrać go! – rozkazałem, na co Vechicony posłusznie zakuły Prime’a w
kajdany i zaczęły prowadzić go na statek.
Zadowolony
ze zwycięstwa wyszedłem na zewnątrz, po czym rozkazałem moich wojskom przerwać
atak. Zdobyliśmy to, czego chcieliśmy. Autoboty mogą zatrzymać swoją nędzną
stolicę.
Już miałem
sam wejść na statek, kiedy nagle, jakby znikąd pojawił się mały, żółty bot,
biegnący prosto w moją stronę. Byłem pewien, że głupiec chce ze mną walczyć.
Jednak w pewnym momencie odwrócił się i zaczął kierować się prosto do
Sentinela. Chciał go uwolnić, ale popełnił jeden wielki błąd – przybył sam.
Grupa Vechiconów z łatwością go zatrzymała i przyprowadziła do mnie.
-Na kolana –
rozkazałem.
-Przed tobą?
Nigdy.
Zdenerwowany
chwyciłem go za szyję, po czym uniosłem tak wysoko, jak tylko mogłem. Żółty
konus bezskutecznie próbował się uwolnić, szybko jednak stracił siły.
-Myślałeś,
że zdołasz sam nas pokonać? Że zdołasz pokonać MNIE?! Twoja odwaga właśnie
stała się twoją zgubą!
Nie
ukrywając przyjemności wbiłem ostrze prosto w krtań Autobota, po czym
zostawiłem go samego, wśród swoich martwych braci i sióstr…
Fantastyczny rozdział i oczywiście czekam na next
OdpowiedzUsuń