-Uwaga na głowy! – upomniała nas Arcee – Tutaj robi się trochę niżej.
Rzeczywiście, od sufitu dzieliła mnie teraz wyjątkowo mała odległość. To niezwykłe, że femme tak szybko zauważyła zmianę wysokości tunelu, choć jest tak ode mnie, jak i od Cliffjumpera o wiele niższa. Może po prostu tak dobrze zna drogę… Tak, pewnie tak.
-Skąd wiecie o tych tunelach? – spytałam z ciekawości.
-Ja wiem od Arcee – odparł Cliff – Lepiej jej spytaj – spojrzałam pytająco na fembotkę.
-Przyjaciel kiedyś mi je pokazał. Powiedział, że jak był mały, często się w nich bawił. Nauczył mnie kombinacji wszystkich korytarzy, żebym mogła podróżować pomiędzy miastami nie zwracając na siebie uwagi.
-Ten przyjaciel, to twój stary parter? – spytałam niepewnie.
-Nie… To nie był Tailgate… - odpowiedziała ze smutkiem w głowie – Nie wiem, czy go znasz, ale nazywa się Bumblebee – zaśmiałam się pod nosem.
-Jasne, że znam Bee. I to od dzieciństwa.
-Naprawdę? – zdziwiła się – Nigdy mi o tobie nie mówił.
-Nic dziwnego. Wiesz, byłam jednak córką Megatrona, a przy okazji podwójną agentką. Nie miał więc czym się chwalić – zaśmialiśmy się.
-Coś w tym jest – skomentował Cliff – Ale wiecie, z Bee jest tak, że chyba każdy go zna. Jak nie z młodości, to z Akademii albo to z baru no i może ewentualnie z pola bitwy. Wszędzie go pełno, a przecież jest prawie tak mały, jak Arcee – zaśmiałam się na jego komentarz o wzroście femme, ale ona tylko walnęła partnera z łokcia w brzuch – Żartuję przecież, żartuję. Ale tak szczerze, Cee przyznaj, że poznałaś Bumblebee w jednym z miejsc, które właśnie wymieniłem?
Zanim femme zdążyła odpowiedzieć, sufit nad nami zaczął się walić. Cokolwiek działo się na górze sprawiało, że korytarz stał się niestabilny. Kupa gruzów, najpewniej z jakiegoś budynku leciała prosto na Arcee. Nie zastanawiałam się ani sekundy, tylko ruszyłam prosto do niej i pchnęłam do przodu. Poczułam ciężar przygniatającego mnie metalu. Upadłam na ziemię, uderzając podbródkiem w ziemię.
Zaczęło piszczeć mi w audioreceptorach, przez co nie mogłam nic usłyszeć. Widział, że Cliff coś do mnie woła, ale nie mogłam zrozumieć co. Chciałam jakoś wygrzebać się spod gruzów, ale nawet nie mogłam się ruszyć. Pewnie miałam przygniecione nogi…
Po chwili słuch zaczął mi wracać. Cliffjumper stał obok mnie, szykując się, by podnieść wielką, metalową płytę, która przygniatała mi nogi. Cee natomiast była przede mną, gotowa by wyciągnąć mnie spod gruzu.
-Na trzy Cliff – rozkazała – Raz. Dwa. Trzy!
Mech z niemałym wysiłkiem uniósł płytę, a Arcee w tej samej chwili złapała mnie za ręce i pociągnęła do siebie, tym samym pewnie ratując mi życie. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu, by podziękować przyjaciołom, bo ziemia znów się zatrzęsła i nie wiedzieliśmy, jak długo wytrzyma sufit. Pędem ruszyliśmy w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie. Wstrząsy, jak i odgłosy walki po jakimś czasie ustały, ale nie zatrzymywaliśmy się ani na moment. Mieliśmy zbyt wiele do stracenia – nasze życie.
Po naszym małym maratonie wreszcie ujrzałam światło. Uśmiechnęłam się w duchu wiedząc, że zaraz wyjdę na otwartą powierzchnię nie obawiając się, że coś może spaść mi na głowę. Dosłownie wyskoczyłam z tunelu i wreszcie znalazłam się w Iacon, tej nadziemnej części. Było nadal jasno, więc mieliśmy dzień. Dobrze, bo jakoś nie miałam ochoty błądzić po ciemku w stolicy Autobotów.
-Infinity – podeszła do mnie Arcee – Dziękuję ci. Uratowałaś mi życie – uśmiechnęłam się do niej.
-Nie ma za co. I ja ci dziękuję, wam obojgu.
-Jasna sprawa! – Cliff przytulił nas obie, przez co miałam wrażenie, że właśnie staliśmy się bardzo dobrymi przyjaciółmi. I kto by pomyślał ile można zdziałać ratując czyjeś życie…
-Dobra, Cliff, puść nas już! – wrzasnęła femme – Bo nas udusisz!
-No już, już… - mech wypuścił nas z uścisku – Ale z ciebie histeryczka..
-No pewnie! Za to ty jesteś strasznym…
Partnerzy dalej przegadywali się, ale ja całkiem przestałam ich słuchać, bo właśnie zobaczyłam coś okropnego… Przed nami były ruiny, dosłownie ruiny Iacon, a przynajmniej tej części. Wszystko wyglądało jak jeden wielki cmentarz. Budynki były zawalone, a na ziemi leżało tak wiele ciał… Nie mogłam na to wszystko patrzeć. Miałam w końcu świadomość, że to tego masowego mordu przyczynił się przecież mój ojciec… Nim zdążyłam się zorientować, Cliffjumper i Arcee już stali obok mnie, wpatrując się w pogorzelisko przed nami.
-Przegraliśmy… - mówił mech – Straciliśmy Iacon.
-Nie - zaprzeczyłam – Gdyby Megatron zdobył miasto, to tam, na środku na pewno wisiałaby flaga Decepticonów – wskazałam na środek cmentarzyska – Jest tu tak wiele ciał, że z pewnością trwała tu większa bitwa. Mój ojciec nie odebrał by sobie przyjemności z pokazania całemu Cybertronowi, że to on ma w posiadaniu Iacon. Skoro nie walczy dalej, to musiało mu chodzić o coś innego, niż samo miasto.
-To jest Wielka Sala – powiedziała Cee, palcem wskazując na wysoki budynek przed nami. Był prawie nietknięty, oprócz bramy wejściowej – To siedziba Sentinela Prime’a.
-Myślisz, że on…
-Nie wiem, Clif. Mam nadzieję, że nie.
-Nie powinniśmy tu tak stać bezczynnie – stwierdziłam – Lepiej sprawdźmy, czy nie ma tam rannych, a potem chodźmy szukać Optimusa.
-Dobrze, zróbmy tak. Choć nie sądzę, by nam się poszczęściło w tych poszukiwaniach…
Przeszukiwałam ciała wszystkich poległych, tak Autobotów, jak i Decepticonów. Nie chciałam zostawiać nikogo na pewną śmierć. Jednak każde ciało, jakie sprawdziłam, okazało się być jedynie martwą pokrywą pozbawioną iskry… Nie poddawałam się jednak i z nadzieją szukałam dalej. Tak pewnie zrobiłby Ace…
Nagle…zamarłam. Z przerażenia aż krzyknęłam, tym samym zwracając na siebie uwagę Arcee i Cliffa. Zobaczyłam kogoś… Nie, błagam, to nie może być on! Pędem ruszyłam prosto w stronę mecha, o żółtym lakierze… Kiedy już byłam tuż przy nim poczułam, jak coś we mnie pęka. Chciałam płakać i krzyczeć, a nie byłam w stanie zrobić nic… Uklękłam na ziemi i delikatnie położyłam dłoń na jego piersi.
-Nie… - usłyszałam głos przerażonej Arcee.
-To… To nie może być on! – krzyknął Cliffjumper.
-Bumblebee… - femme zaczęła cicho łkać, a Cliff niepewnie kucnął obok mnie.
-On… Czy on zgasł?
Przerażona położyłam głowę, przy piersi bota, nasłuchując jakiegokolwiek znaku na to, że jego iskra nadal świeci. I nagle usłyszałam go – cichy, ale wyraźny sygnał, jedno piknięcie.
-Żyje! Słuchajcie, on nadal funkcjonuje!
-Tak! – Cliffjumper aż zaczął skakać z radości – Wiedziałem!
-Musimy zabrać go do medyka!
-Ratchet jest najlepszym, jakiego znam i wyruszył razem z Optimusem, więc musi tu gdzieś być – powiedziała Cee – Powinniśmy sprawdzić w starym Centrum Bezpieczeństwa, już kiedyś Optimus tam stacjonował.
-W takim razie w drogę.
Razem z Cliffjumperem nieśliśmy rannego Bee, a Arcee poszła przodem upewniając się, że wszystkie Decepticony opuściły miasto. Starałam się nie zwracać uwagi na stan żółtego mecha, bo w ten sposób jedynie bardziej bym się o niego martwiła. A teraz powinnam mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze. I mam taką nadzieję…
***
Szczęśliwie przypuszczenia Arcee okazały się być trafne. Już z daleka mogłam dostrzec straże pilnujące wejścia do Centrum Bezpieczeństwa. Nie dziwię się, że Prime wybrał właśnie to miejsce, jako swoją tymczasową bazę. Budynek jest niższy, niż pozostałe, dzięki czemu jest przez nie skutecznie zasłonięty. W dodatku konstrukcja zdaje się być nawet nie naruszona.
Kiedy zbliżyliśmy się do Centrum, stojący przy drzwiach straże nas zauważyli. Dwóch z nich ruszyło w naszą stronę najpewniej, by sprawdzić kim jesteśmy i co tu robimy, kiedy pozostała dwójka bacznie pilnowała wejścia.
-Imię i cel – zażądał Autobot, przez co spotkał się z wrogim spojrzeniem Cee.
-Nie mamy teraz na to czasu! Nie widzisz, że mamy rannego?!
Żołnierze w sekundzie przenieśli wzrok na nieprzytomnego Bumblebee. Zdawali się go rozpoznać, dzięki czemu bez dalszych problemów wpuścili nas do środka. Nawet nie zwrócili uwagi na moje insygnia…
Szliśmy przed siebie długim, jasnym korytarzem. Jeden ze strażników prowadził nas do medyka, drugi zaś szedł na tyle. Droga nie trwała długo, bo już po chwili znaleźliśmy się na miejscu. Uśmiechnęłam się w duchu widząc znajomego medyka. Ratchet natomiast nie miał ani jednego powodu do szczęścia. Całe skrzydło szpitalne było zapełnione rannymi Autobotami, wszyscy mieli ręce pełne roboty, a my nieśliśmy kolejnego pacjenta. Widziałam, że mech stara się zachować spokój, ale widząc rannego Bee… Wiem jak wyglądał rozpacz. I Ratchet właśnie został przez nią ogarnięty…
-Bumblebee… - mówił z niedowierzaniem – Nie… Nie… Nie… - jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie widział.
-Racthet, jesteś nam potrzebny! – wrzasnął Cliff, tym samym budząc doktora z transu – Jemu nie zostało wiele czasu, musisz coś zrobić!
-Tak… Już! Zanieście go tam! – ręką wskazał na zamknięte pomieszczenie naprzeciwko, które zapewne było salą operacyjną.
Zrobiliśmy, co Ratchet kazał, nie mogliśmy jednak zostać. Opuściliśmy pomieszczenie i z wyczerpania usiedliśmy na ziemi. Nie mogliśmy zrobić już nic więcej. Teraz zostało nam tylko czekać…
-Arcee! Cliffjumper! – jakiś nieznany mi mech biegł właśnie w naszą stronę.
Był bardzo wysoki i masywny, miał czerwono czarny lakier i duże, naramienne działka soniczne.
-Ironchide!
Arcee przytuliła bota, który uśmiechnął się do niej szeroko. Cliff podniósł się z ziemi i także powitał przyjaciela. Nie chcąc wyjść na nieuprzejmą także wstałam, po czym podałam mechowi rękę.
-Jestem Infinity – zanim Ironchide uścisnął moją dłoń, obejrzał mnie uważnie od góry do dołu, aż zauważył znak Decepticona. Mimo to w końcu potrząsnął moją rękę.
-Ironchide. Co tutaj robicie?
-Mamy ważne informacje dla Optimusa – odparła femme – Czy mógłbyś zaprowadzić do niego Infinity? Nie chcę teraz zostawić Bee…
-Oczywiście – zgodził się mech i ruchem głowy zachęcił, bym szła za nim, co też uczyniłam.
Opuściliśmy skrzydło szpitalne i szliśmy dalej, w głąb korytarza. Panowała absolutna cisza i żadne z nas nie chciało jej przerywać. W końcu Ironchide zatrzymał się przed jednymi z ostatnich drzwi i przeszedł przez nie. Znaleźliśmy się najpewniej w centrum dowodzenia. Przynajmniej na to wskazywałoby zbiorowisko Autobotów i wielki ekran, a przed nim Optimus, który najwyraźniej starał się z kimś połączyć.
-Dziękuję – mech skinął głową, po czym opuścił pomieszczenie, najpewniej wracając do skrzydła szpitalnego.
Idąc w stronę Prime’a zastanawiałam się, co tak naprawdę powinnam mu powiedzieć. „Wybacz, ale Megatron zabrał Ace’a”, a może „Przepraszam, ale nie zdołałam ochronić twojego syna”? Jak powiedzieć mu, że jego dziecko jest właśnie w niewoli jego największego wroga? Zatrzymałam się tuż za mechem, który uporczywie starał się nawiązać kontakt, być może nawet z Elitą.
-Optimusie… - w jednej chwili bot odwrócił się do mnie z niemałym zdziwieniem na twarzy. W końcu nie powinno mnie tu być.
-Infinity? Co tutaj robisz? – dobre pytanie…
-Przepraszam, ale… - zawahałam się – Megatron poznał prawdę. On… Zaatakował Protihex. Elita przysłała mnie, bo straciliśmy kontakt z jakąkolwiek drużyną, całkowicie nas odcięli.
-Ale nic jej nie jest?
-Nie, nie… Jest cała.
-To dobrze… Starałem się z nią skontaktować już od dłuższego czasu, ale nie mogłem. To samo było z Sentinelem, więc stwierdziłem, że to nam padła komunikacja – niech to złom! On jeszcze nawet nie wie o tym, co zaszło tu, w Iacon…
-Przykro mi to mówić, ale w drodze tutaj, pod Wielką Salą, znaleźliśmy… - starałam się znaleźć odpowiednie słowo – Obawiam się, że tak Sentinel, jak i jego wojsko przegrało… - Prime chcąc ukryć swój smutek i żal spuścił głowę, byłe by tylko na nikogo nie patrzeć – Znaleźliśmy tylko jednego ocalałego – Bumblebee. Ratchet go właśnie operuje.
-Zaoferował, że pójdzie na zwiad... – mówił Prime – Niepotrzebnie puściłem go samego…
-Nie obwiniaj się, Optimusie… Nie mogłeś wiedzieć, co się stanie – jeszcze chyba nigdy nie widziałam go w takim stanie – zrozpaczonego, na skraju wyczerpania. A jeszcze przecież nie usłyszał najgorszego… - Optimusie, Elita wysłała mnie tutaj z konkretną informacją – Prime podniósł głowę i spojrzał mi prosto w optyki. Muszę mu powiedzieć… Teraz – Megatron ma Ace’a.
W jednej chwili Optimus wręcz upadł na kolana, jedną ręką podtrzymując się, drugą natomiast zasłaniając twarz. Słyszałam, jak cicho łka… Wzięłam głęboki wdech, by sama się nie rozpłakać…
W dni takie, jak ten zdaje się nam, że wszystko jest stracone. Co zrobić, by znów odzyskać nadzieję?
Fantastyczny rozdział i oczywiście czekam na next
OdpowiedzUsuń