poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Rozdział X - Nowi znajomi

-Nie, nie ma takiej opcji! – Elita starała się wybić mi z głowy pomysł samodzielnego wtargnięcia do Kaon – To misja samobójcza, na którą stanowczo nie pozwalam!
-Ale Megatron ma Ace’a! To moja wina i moją odpowiedzialnością jest go odzyskać!
-Po pierwsze, to nie jest twoja wina – femme położyła mi rękę na ramieniu – Zrobiłaś, co mogłaś. Nikt cię o nic nie obwinia. A po drugie, Ace nie wybaczyłby mi, gdybym puściła cię samą do stolicy Decepticonów.

-Ale może Megatron jeszcze nie poinformował vechiconów o mojej zdradzie. To może być nasza jedyna szansa! Nie mogę jej tak…
-Nie zmienię mojej decyzji, Infinity – przerwała mi – Sama do Kaon nie wyruszysz na pewno, a my odnieśliśmy zbyt wielkie straty, bym mogła zebrać dla ciebie drużynę – spuściłam ze zrezygnowaniem głowę.
-Tak jest…
-Jeśli jednak tak bardzo chcesz pomóc w odzyskaniu Ace’a, jest coś, co mogłabyś zrobić – w momencie znów spojrzałam na Elitę z nadzieją – Poprzez zniszczenia spowodowane atakiem Decepticonów straciłam kontakt z pozostałymi Autobotami. Nikt nie wie, co się stało. Dlatego proszę cię, byś wyruszyła do Iacon i poinformowała o wszystkim tak Sentinela, jak i Optimusa. Przede wszystkim Optimusa…
-Oczywiście, wyruszę bezzwłocznie – już miałam odwrócić się do wyjścia, kiedy fembotka mnie zatrzymała.
-Nie tak szybko. Nie myślałaś chyba, że puszczę cię samą? – uniosłam brew ze zdziwieniem.
-Z całym szacunkiem, Elito, ale nie sądzisz, że do tej misji wystarczy jeden, szybki Autobot?
-Być może… Pamiętaj jednak, że dla reszty Cybertronu nadal jesteś córką Megatrona i Decepticonem…

Elita miała rację. Mimo wszystko nadal nosiłam insygnia Decepticonów, a mało kto wiedział o mojej prawdziwej funkcji oraz lojalności dla Autobotów. Jeżeli sama wyruszę do Iacon – stolicy Autobotów, może czekać mnie rychła śmierć.

-A więc? – wzruszyłam ramionami – Kto jest tym szczęściarzem? – Elita uśmiechnęła się delikatnie, choć widziałam, że sprawia jej to trud. Mimo wszystko jej syn jest więźniem, a zarazem zakładnikiem Decepticonów…
-To partnerzy i jedni z najlepszych zwiadowców jakich znam. Dobrze znają podziemne tunele, którymi najszybciej, a jednocześnie niepostrzeżenie dostaniecie się do Iacon. Dobrze ci jednak radzę, staraj się być dla nich miła. Wiele przeszli, a w szczególności Arcee…
-Ma się rozumieć.
-Dobrze więc… Spotkajmy się za cykl w Sali Głównej. Musisz jeszcze odpocząć i przyszykować się do wędrówki.
-Oczywiście.

Odwróciłam się od Elity i skierowałam do sypialni, jaką tymczasowo mi udostępniono. Pomieszczenie było małe, a przynajmniej tak mi się wydawało, w porównaniu do mojego starego pokoju. Ale w końcu żyłam w luksusach, to co się dziwić? Położyłam się na leżance i odwróciłam w kierunku ściany. Starałam się odgonić od siebie wszelkie, związane z Acem lub moim ojcem myśli. Byłam zmęczona tak fizycznie, jak i psychicznie, a zamartwianie się wcale by mi nie pomogło. Nim się zorientowałam, moje optyki zaczęły się zamykać, a niedługo potem, usnęłam…


Oczami Ace’a

Nie byłem pewny, co się stało. Wiedziałem tylko tyle, że ktoś nieźle mnie poobijał i miałem złe przeczucie, że tym kimś był Megatron… Bolała mnie w zasadzie każda, nawet najmniejsza część ciała, przez co miałem wrażenie, że coś rozrywa mnie od środka. Czułem upływający ze mnie energon, a wraz z nim i siły życiowe. Ręce miałem podwieszone pod sufit elektromagnetycznymi kajdanami. Nawet, gdybym próbował się z nich wyrwać, na co zwyczajnie nie miałem sił, nie udałoby mi się. Ktoś nieznany mi co jakiś czas wchodził do środka i sprawdzał, czy aby na pewno nadal funkcjonuję. Nie ma to jak być więźniem Decepticonów…

Nagle drzwi od ciemnej celi ponownie się otworzyły, a do środka wszedł ten sam nieznajomy con, co przedtem. Z szerokim, wrednym uśmiechem kroczył przed siebie, w rękach trzymając paralizator.

-Pobudeczka, śpiąca królewno

Z wyraźną przyjemnością nieznajomy poraził mnie sporą ilością prądu. Dodatkowy ból sprawił, że nie powstrzymałem się i wrzasnąłem. Energia elektryczna krążyła po moim ciele w poszukiwaniu zakątka, który mogłaby jeszcze wypełnić i zadać dodatkowe cierpienie. Kiedy con wreszcie zabrał urządzenie, głośno odetchnąłem. Teraz mogłem lepiej przyjrzeć się nieznajomemu, gdyż oświetliło go światło bijące od moich kajdan. Mech był mniej więcej mojego wzrostu, miał szary szkielet i jaskrawoczerwony lakier, który aż ranił mi optyki. Z pleców wystawały mu koła, a na klatce piersiowej miał wmontowane światła. Rzadko kiedy widuję cony z naziemnym alt – modem. Temu najwyraźniej nie zależy na zdolności lotu…

Decept zbliżył się do mnie, lustrując wszystkie moje obrażenia swoimi czerwono krwistymi optykami. Kilkukrotnie zacmokał i sięgnął po coś na stojącym obok nas stoliku pełnym narzędzi chirurgicznych. Nie pytając mnie o zdanie schylił się i zaczął spawać wszystkie rany, z których wypływał energon.

-Dzięki, ale obejdzie się – powiedziałem ciężkim głosem. 
-Uwierz mi, sam mam inne, ciekawsze rzeczy do roboty, ale Lord Megatron chce, bym utrzymał cię żywego. Przynajmniej przez jakiś czas…
-Super… Miło z jego strony, że mu na mnie zależy – powiedziałem z sarkazmem, na co mech cicho się zaśmiał – Skoro już mnie „łatasz”, może byś się chociaż przedstawił? Bo imię swojego pacjenta pewnie i tak znasz.
-Nie wiem, czy kiedykolwiek ta informacja ci się przyda, ale skoro tak nalegasz – mówiąc to, westchnął – Jestem Knock Out.
-Miło mi cię poznać, Knock Out – con przerwał na chwilę swoją pracę spojrzał na mnie z dołu ze zdziwieniem, po czym z powrotem wrócił do spawania.
-I wzajemnie… - odparł po chwili sprawiając, że ukradkiem się uśmiechnąłem…

***

Niedługo po tym, jak Knock Out skończył spawanie moich ran, do celi wszedł nie kto inny jak sam Lord Megatron. Z powagą na twarzy zbliżył się do mnie, mijając medyka i spojrzał prosto w moje optyki.

-Możesz już odejść, Knock Out – rozkazał mechowi, który w momencie wykonał polecenie.
-Oczywiście, mój Panie.

Lider Decepticonów, nie spuszczając ze mnie wzroku, nie odezwał się ani jednym słowem. Niechętnie musiałem przyznać, że sytuacja, w jakiej w tej chwili się znalazłem, trochę mnie przerażała. Jeszcze nigdy nie widziałem w jego optykach takiej złości, takiej nienawiści…

-Powinieneś być z siebie dumny – stwierdził nagle – Być może odegrasz kluczową role w wojnie o Cybertron.
-Mówisz? Coś mi się nie wydaje.
-Możesz nie być tego świadomy, ale w głębi iskry, dla Optimusa najbardziej liczy się rodzina. I choć nie jesteś z tego zadowolony, jest twoim ojcem.
-Super… Trzeci będzie mnie pouczał – nagle Megatron uderzył mnie w twarz, nawet nie wiem z jakiego powodu. Potem chwycił mnie za gardło tak mocno, że czułem jak jego ostre pazury wbijają się w nie.
-Pamiętaj, że potrzebuję cię tylko na jakiś czas. Kiedy już pokonam Sentinela Prime’a, a Optimus pozostanie ostatnim przywódcą Autobotów, dzięki tobie będę mógł pokonać go nawet bez walki. Mając ciebie, będę miał jego, zdanego na moją łaskę… A kiedy już Optimus da mi to, czego od niego potrzebuję, ani ty, ani on nie będziecie mi potrzebni.

Po tych słowach Megatron wypuścił mnie, otrzepał ręce, jakby właśnie się czymś ubrudził, po czym skierował się prosto w stronę drzwi. Nadal jednak nie rozumiałem tej nienawiści w jego optykach… Nie był na mnie zły przez Optimusa, czy moje zachowanie. Tu chodziło o coś innego, a jedyną, sensowną rzeczą, jaka przychodziła mi teraz do głowy było to, że Megatron dowiedział się o zdradzie Infinity…

-Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię zdradziła? – na te słowa Lord Decepticonów w momencie się zatrzymał – Nie dręczy cię świadomość, że twoja własna córka, twój najbardziej zaufany żołnierz, zdradzał cię przez cały ten czas? Myślisz, co zrobiłem źle, gdzie popełniłem błąd? Pozwól, że cię oświecę. Ona chciała wolności. Zawsze do tego dążyła, a ty zawsze chciałeś trzymać ją przy sobie, jakby była twoją własnością. Ty sam zmusiłeś ją do zdrady…

Byłem gotowy na atak złości Megatrona, na jego wrzaski i spowodowany przez niego ból… Ale z jakiegoś powodu nic się nie działo. Mech dalej stał tam, gdzie się zatrzymał, nie ruszył się nawet o centymetr. Nie powiedział nic, aż po jakimś czasie, nagle odwrócił się do mnie, podszedł bliżej i się odezwał.

-Zdradziła mnie, a to oznacza tylko jedno… Nigdy nie była moją córką.

Po tych słowach Lord, jak gdyby nigdy nic opuścił celę, zostawiając mnie samego z niemiłą myślą w głowie. Czy jeżeli Megatron z taką łatwością może stwierdzić, że Infinity nigdy nie była jego córką, czy kiedykolwiek ją kochał? Patrząc na to z tej perspektywy zaczynam się zastanawiać, czy Optimus byłby w stanie zrobić to samo? Tak łatwo przyznać, że nie jestem jego synem? Nie. Może jest kiepskim ojcem, ale tego nigdy by nie zrobił. A to już coś znaczy… Dokładniej to, że być może zbyt pochopnie go oceniłem, nawet nie zastanawiając się, że może i ja nie byłem najlepszym synem, jakiego mógł sobie wymarzyć… 


Oczami Infinity

Czekałam w Sali Głównej tak na Elitę, jak na moich przyszłych towarzyszy podróży. Chciałam jak najszybciej wyruszyć w drogę, by nazajutrz rano już być w Iacon. Jak na złość, wszyscy się spóźniali…

-Infinity… - niespodziewanie usłyszałam głos Elity – Dobrze, że już jesteś.

Femme szła w towarzystwie dwóch, nieznanych mi Autobotow. Mech był od niej niższy, miał czerwony lakier i charakterystyczne „bycze” rogi na czubku głowy. Femme natomiast była od niego jeszcze niższa, wyjątkowo drobna i miała niebieski lakier z różowymi elementami, a na głowie jasnoróżowy „róg”, przez co trochę przypominała mi Starscream’a.

-Poznaj Cliffjumpera oraz Arcee. Będą towarzyszyć ci w podróży do Iacon.
-Miło cię poznać, Infinity – powiedział Cliffjumper, podając mi rękę. Uścisnęłam ją z uśmiechem.
-I wzajemnie – skierowałam dłoń w stronę Arcee, ona jednak nie miała ochoty na uściski. Dopiero po upomnieniu przez partnera, femme potrząsnęła moją rękę.
-Działacie jako drużyna – upomniała nas Elita - Dlatego też nie będę wyznaczać żadnego lidera. Wiedz jednak, Infinity, że to Arcee i Cliffjumper wybiorą drogę. Znają te tereny lepiej, niż ty.
-Oczywiście, rozumiem to – pokiwałam porozumiewawczo głową.
-Zatem… Powodzenia.

Elita uśmiechnęła się do nas na pożegnanie, po czym bez słowa odeszła w swoją stronę. My, nie chcąc tracić ani chwili, ruszyliśmy prosto do wyjścia.

-Iacon… - odezwał się mech – Nadchodzimy!
I wyruszyliśmy na naszą wspólną wędrówkę…



***

No, to nowi - starzy znajomi xD Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale jakoś nie miała weny... Ale w sumie na dobre wyszło, bo jak dziś siadłam do pisania to poszłooo szybciutko :) I tak mnie coś naszło na wprowadzenie kilku znajomych postaci ;) I Nastrój na fotki nadal mam, a więc... Co mi tam :)




Pozdrowionka ;)
***Niki***

2 komentarze: