poniedziałek, 26 czerwca 2017

Rozdział XV - Into The Core

Idąc pod powierzchnią Cybertronu doszliśmy na miejsce dużo szybciej, niż mogłem się tego spodziewać. Jednak kiedy już ujrzeliśmy wielką, okrągłą bramę Omega zdaliśmy sobie sprawę, że zawiedliśmy. Dookoła leżały martwe ciała Autobotów, które najpewniej chciały powstrzymać Megatrona przed wejściem do środka. Nie wiedzieliśmy jak dużą stratę czasową mamy. Musieliśmy więc zrobić wszystko, by dogonić Megatrona zanim zrobi to, co zamierza.
Transformowaliśmy i ruszyliśmy długim korytarzem, którego końca nie było widać. Żadne z nas nie chciało się odezwać. Po części dlatego, że jeżeli nie zdołamy powstrzymać Decepticonów, przegramy tą wojnę. Nadal nie wiemy co dokładnie planuje Megatron, ale z pewnością nie jest to nic dobrego. Znalezienie tego Klucza było dla niego całkowitym priorytetem.

-Jak myślicie, atak już się zaczął? – spytałem, chcąc jedynie zabić ciszę.
-Elita mówiła, że wyruszają natychmiast – odparła Infinity – Ale powinniśmy się teraz skupić na naszej misji. Wiem, że martwisz się o ojca, ale nic mu nie będzie. Obiecuję…
Zawsze wiedziała jak mnie pocieszyć. Od kąt tylko pamiętam. Przynajmniej to się nie zmieniło, w porównaniu do…wszystkiego.
-Jak długa może być ta droga? – „spytał” retorycznie Bee – Przecież tu nawet nie widać końca!
-Jądro znajduje się dokładnie w samym centrum planety – wyjaśniłem – A zważywszy na to, że Cybertron mały nie jest…
-Przed nami jeszcze kawał drogi – dokończyła za mnie Infinity – Dlatego lepiej trochę przygazujcie, chłopcy. Bo jeszcze fembotka was przegoni…


Oczami Elity One

Atak trwał. Zebrałam sporą część wojska ze wszystkich miast pod władzą Autobotów do ataku. Na wieść, że ostatni z Prime’ów został pojmany, nie wahali się nawet na chwilę, tylko od razu ruszyli do boju. Jeszcze nigdy jednak nie dowodziłam tak wieloma żołnierzami i muszę przyznać, że nie jest to łatwe zadanie. Wiele jednostek w wielu miejscach, a wszystkie chcą znać rozkazy. Rozkazy, które ja mam wydawać. Dużo lepiej bym się czuła, gdybym miała prosić otrzymać rozkaz, zamiast go dać. Tak zawsze było mi łatwiej… Ale muszę się wciąć w garść, bo stawka jest zbyt wysoka…

-Ironchide! – zawołałam mojego ulubionego „speca” od broni, który zjawił się jak na zawołanie – Jak wygląda sytuacja pod bramą więzienia?
-Ciężko ją sforsować, ale robimy, co tylko się da.
-Próbujcie dalej. Może uda ci się gdzieś znaleźć Wheiljack’a, on na pewno ma ze sobą tonę ładunków wybuchowych, niech wam pomorze.
-Tak jest!

Mech ruszył z powrotem do walki i w kierunku bramy więziennej. Nadal nie otrzymałam żadnych wieści od szpiega, ale liczyłam, że wszystko pójdzie tak, jak powinno. Oby, bo inaczej możemy nie wyjść z tej bitwy żywi… Mimo naszej liczebności, byliśmy jednak na terytorium wroga i to on miał nad nami przewagę. Ogromne działa Megatrona, które w każdej chwili mogły do nas strzelić także nie dodawały mi otuchy. Całę szczęście jedynie Lord Decepticonów może wydać rozkaz ich użycia, a póki jest w drodze do Jądra Cybertronu, nie zdoła się połączyć ze swoim wojskiem.

Nagle cała ziemia się zatrzęsła. Z trudem udało mi się utrzymać równowagę. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu źródła tego niecodziennego zjawiska i już po chwili pożałowałam swojego czynu. W naszą stronę szedł ogromny Combiner – Devastator. Każdy, kto go kiedykolwiek widział nie przeżył, by opowiedzieć przebieg walki. To w pewnym sensie tajna broń Decepticonów. I teraz idzie prosto na mnie…


Oczami Optimusa

Odgłosy walki z zewnątrz wyraźnie wskazywały na to, że Autoboty zaatakowały Kaon. Elita nie chciała czekać ani chwili. Obawiałem się jednak, że bez mojej pomocy nie dadzą sobie rady. Bądź, co bądź, ale do jest Kaon – stolica Decepticonów. To tutaj stacjonują najlepsi żołnierze Megatrona…

Byłem w celi, przypięty do sufitu przez elektromagnetyczne kajdany i strzeżony przez  dwóch strażników w środku celi oraz dwóch na zewnątrz. Byłem słaby, ale nadal mogłem walczyć. Potrzebowałem tylko sposobu, by uwolnić się od kajdan…

Nagle do celi wszedł średniego wzrostu mech o jaskrawoczerwonym lakierze i optykach tego samego koloru. Strażnicy zmierzyli go wzrokiem, nie pozwalając, by ten do mnie się zbliżył.

-Dajcie spokój! Lord Megatron kazał mi sprawdzić, czy Prime w ogóle jeszcze funkcjonuje! Chyba nie chcecie, żeby przywódca Autobotów zgasł na waszej warcie?
Vechicony wymieniły porozumiewawczo spojrzenia i ostatecznie przepuściły mecha. Ten obejrzał mnie dokładnie, po czym przeniósł wzrok na panel sterujący kajdanami. Kryjąc się, podszedł do niego i nim strażnicy zdążyli zareagować, wyłączył trzymające mnie kajdany. Nie czekając ani chwili uruchomiłem ostrza i zgasiłem ich. Do środka wbiegli żołnierze z zewnątrz, ale bez problemu ich pokonałem. Czerwony mech otrzepał ręce z zadowoleniem, uśmiechając się dumnie.

-Robra robota, Knock Out. Dziękuję ci.
-Ależ nie ma za co, cała przyjemność po mojej tronie - ukłonił się, po czym udał w kierunku drzwi – Nie ma na co czekać. Autoboty nadal walczą, a nie zapowiada się na ich wygraną… Devastator postanowił się zabawić – szliśmy, po drodze zabijając każdego, kto starał się nas zatrzymać – Megatron udał się do jądra Cybertronu, ale nie wiem czy zdołał już zatruć Primusa mrocznym energonem.
-A więc to jego plan? Przecież nam krwią Unicrona nie da się zapanować.
-Tylko, że Megatronowi jakoś się to udało. I sądzi, że infekując jądro planety będzie mógł panować też nad nią.
-Złudne nadzieje…
-Wiesz, jakiś czas temu poznałem twojego syna – zmienił nagle temat – Bardzo miły bot, muszę przyznać. Przynajmniej wie, co to dobre maniery…
-Tak… Ma to po matce… 


Oczami Megatrona

Jądro Cybertronu było…olśniewające. Ogromne, jasne i tak niezwyciężone. Przynajmniej do czasu…

-Działa gotowe? – spytałem żołnierzy.
-Tak jest, Panie.
-A więc ognia!

Wydałem rozkaz i w tej samej chwili z porozstawianych naokoło jądra dział uwolniły się promienie mrocznego energonu, który zaczął zatruwać planetę. Teraz, kiedy to ja kontroluję mroczny energon, tym samym kontrolujęcały Cybertron! I już nikt nie zdoła mnie pokonać!

Nagle usłyszałem charakterystyczny odgłos silnika, który tak dobrze znałem. Odwróciłem się w kierunku, z którego dochodził i ujrzałem swoją własną córkę. Femme transformowała się i przybrała pozycję do walki. Chwilę później dołączyły do niej dwa Autoboty – Ace Pax oraz żółty konus, którego jeszcze nie dawno byłem pewien, że zgasiłem. Cóż, przynajmniej mam szansę naprawić swój błąd.

Vechicony bez rozkazu wycelowały broń w przeciwników. Mieliśmy przewagę liczebną, ale zbyt dobrze znałem córkę, by sądzić, że kilka nędznych żołnierzy zdoła ją zatrzymać. Dlatego też zakazałem jakikolwiek działań bez rozkazu.

-Ojcze… Nie chcę z tobą walczyć – mówiąc to wyłączyła swój blaster i zrobiła krok wprzód -  Skończ z tym szaleństwem, proszę. Znów możemy być rodziną…
-Rodziną? – prychnąłem – Gdybyś była moją rodziną nigdy byś mnie nie zdradziła! – femme wbiła wzrok w podłogę.
-Gdybyś mnie do tego nie zmusił, nie zdradziłabym cię. Możesz więc winić jedynie siebie i swoją arogancję.
-Nie bądź dzieckiem i przyznaj się do błędu, a być może wtedy cię oszczędzę – Infinity zacisnęła pięści.
-Nie potrzebuję twojej łaski…


Oczami Infinity

Bez chwili namysłu ruszyłam do ataku. Byłam wściekła na ojca i pozwoliłam, by mymi czynami pokierowały emocje. W walce jednak musiałam oczyścić umysł. Nie walczyłam z jakimś byle jakim przeciwnikiem, a z samym Megatronem, który już raz w końcu o mało mnie nie zgasił…

Kiedy vechicony zaczęły strzelać, Ace i  Bumblebee ruszyli do ataku. Ja nadal biegłam w stronę ojca, który nie ruszył się nawet na centymetr. Byłam gotowa w każdej chwili wyciągnąć ostrze i zaatakować, a jednocześnie przygotowywałam się na cios ze strony mecha. Kiedy już byłam tuż przy nim i miałam wyciągnąć miecz, on niespodziewanie wycelował we mnie swój blaster. Zrobiłam szybki unik i cudem uniknęłam pocisku. Zbyt blisko…
Szybko uruchomiłam ostrze i zaatakowałam Megatrona, który swoim długim mieczem zręcznie odparł mój atak. Rozpoczęliśmy nasz pojedynek na miecze, który do złudzenia przypominał te sprzed lat, kiedy to ojciec uczył mnie walczyć… Nie powinnam teraz myśleć o takich sprawach. Muszę się skupić!

Megatron kątem oka spojrzał na swoich żołnierzy, którzy ginęli z rąk Ace’a i Bee. To była moja szansa. Schowałam miecz, chwyciłam ojca za głowę i uderzyłam nią w moje kolano. To na chwilę go otumaniło… Mi ta chwila wystarczyła. Uderzyłam go z pięści w podbródek, potem w brzuch, a kiedy stracił równowagę podcięłam go. Ojciec upadł na ziemię. Chciałam zadać kolejny cios w twarz, ale mech niespodziewanie chwycił moją pięść, tym samym ją zatrzymując. Pociągnął ją do siebie, a kiedy byłam dostatecznie blisko, uderzył mnie z pięści prosto w brzuch. Jęknęłam z bólu. To był duży błąd, bo tym samym dałam Megatronowi znak, że tracę siły. A on oczywiście musiał to wykorzystać. Mech podniósł się, po czym chwycił mnie za ramiona i rzucił na ścianę. Nim zdążyłam zareagować, był już obok mnie, trzymając moją szyję swoimi ostrymi szponami.

-Mogłaś mieć wszystko, a zamieniłaś Imperium Decepticonów na jakieś marne Autoboty?! Na jego!?
-Nie, Megatronie.

Ojciec odwrócił się w stronę, z której pochodził głos, a należał on do Ace’a. Zorientowałam się, że wszystkie decepty są martwe, a działa, które zatruwały jądro Cybertronu – wyłączone. Pozostał więc tylko Megatron.

-Wybrała wolność – powiedział Ace, chwilę później ruszając na Lorda Decepticonów.

Megatron puścił mnie i także ruszył do ataku. Instynktownie chwyciłam się za szyję, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Bee podbiegł do mnie i pomógł mi wstać.
Ace walczył z Megatronem na pięści, ale z powodu braku jakiegokolwiek miecza był na straconej pozycji. Nawet mimo tego, że ojciec był słabszy po naszej walce, nadal miał przewagę. Chciałam iść i pomóc, ale nim się zorientowałam, Megatron wbił swoje ostrze w brzuch Ace’a.

Chciałam krzyczeć, płakać, a na sam koniec zgasić Megatrona za to, co zrobił. Ale z jakiegoś powodu, nie byłam w stanie się nawet ruszyć. Kończyny odmówiły posłuszeństwa, przetwornik mowy sam z siebie się wyłączył. Czułam jedynie łzy spływające mi po policzkach…

-Mówiłem ci… Póki byłeś mi potrzebny, póty cię nie zgasiłem… Teraz? Teraz jesteś tylko nic nie wartym śmieciem!

Lord Decepticonów wysunął ostrze z rany 
Ace’a, po czym spojrzał na mnie i Bumblebee. Byliśmy gotowi do ataku, ale nie spodziewanie za Megatronem otworzył się ten turkusowy portal, a z jego środka wyszedł Soundwave. Nie odezwał się (jak zawsze), za to na swoim ekranie pokazał ojcu, że w Kaon trwa bitwa. Lider Decepticonów spojrzał na jądro, które teraz przepełniało fioletowe światło – znak, że przegraliśmy. Potem przeniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się perfidnie.

-Jeszcze przyjdzie czas na naszą walkę, córko…

Po tych słowach tak Megatron, jak i Soundwave zniknęli w portalu, a ja i bee ruszyliśmy w stronę rannego Ace’a. Obwiniałam się za to, co zaszło. To ja przegrałam z Megatronem i to przeze mnie Ace musiał z nim walczyć. To wszystko moja wina… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz